Książka zażaleń

Książka zażaleń
Loading the player ...
Tytuł pełny: Książka zażaleń. Co kryją magazyny łódzkich fabryk
Data wydania: 1956-05-10
Kategorie tematyczne: gospodarka, przemysł lekki
opis filmu
O filmie

Leżące bele materiału. Kobiety przeglądają schodzący materiał. Tkaniny. Materiały leżące w magazynach.

Numer tematu: 3
Obiekt: fabryka włókienicza
Czas akcji: 1956
Miejsce akcji: Łódź
Prawa: WFDiF
Format dźwięku: mono
Format klatki: 4:3
Opis sekwencji
00:00:00:10Napis: „Książka zażaleń”. Schodzące z maszyn bele materiału.
00:00:09:03Kobiety przeglądają schodzące z taśmy materiały.
00:00:12:10Materiał w drobne kwiaty. Zbliżenie.
00:00:17:06Materiał w kratkę. Zbliżenie.
00:00:19:12Bele materiału tzw. rękawówki.
00:00:22:21Stosy materiału tzw. materacówki.
00:00:39:09Produkcja tkanin w fabryce.
zwiń zakładkę
tekst lektorski

Jedna z wielu łódzkich fabryk włókienniczych. Każda minuta pracy to dziesiątki, setki metrów nowych tkanin i materiałów. Każdy metr tkaniny to cenny surowiec, ludzka praca, cząstka dochodu narodowego. Na nowe tkaniny czekają niecierpliwie klienci. A oto jeden z licznych magazynów. Tego niechodliwego towaru nikt nie chce kupować. Niektóre z nich leżą tu od dwóch lat. Setki tysięcy metrów. Dziesiątki milionów złotych. Oto jeden z grobowców naszego handlu, a zarazem produkcji. A w tym samym czasie fabryki produkują te same tkaniny. Te same, które zalegają magazyny. Składamy zażalenie – dosyć okradania własnej kieszeni.

zwiń zakładkę
komentarz
komentarz naukowy

Tytuł felietonu nawiązuje do książki skarg i wniosków, osobliwego dzienniczka uwag wprowadzonego na fali odwilży na wyposażenie wszystkie sklepów i punktów usługowych. Rozgoryczeni nagminną niską jakością produktów i świadczeń oraz często narażeni na nieuprzejmości niskowykwalifikowanej obsługi, klienci mogli do woli wpisywać pretensje, dając upust bezsilności i licząc na podjęcie stosowanych zarządzeń przez rozmaite dyrekcje i inspekcje handlowe. W praktyce jednak książka zażaleń, która zadomowiła się w handlu aż do końca czasów PRL, była narzędziem zupełnie fikcyjnym: kierownicy sklepów dbali o to, by po każdym wpisie krytycznym pojawiło się o wiele więcej pochwał dla dobrze pracującej załogi. Podobnie wygląda sytuacja z zaprezentowanym w reportażu składem tkanin. Nieodpowiedzialność urzędników i centralnie nadzorowany system dystrybucji towarów sprawiały, że podobnych przykładów niegospodarności było więcej, o czym często informowały media. „Wspólne i państwowe” oznaczało w praktyce – niczyje. Informacją o zalegających tekstyliach kronika dawała jednak nadzieję, że sfotografowane dzianiny trafią w końcu do sprzedaży – w 1956 roku Polacy wierzyli jeszcze w skuteczność tzw. krytyki społecznej. (MKC)

zwiń zakładkę
zwiń zakładkę