Pasażerka

Pasażerka
Loading the player ...
opis filmu
O filmie

Podczas podróży transatlantykiem spotykają się Liza, strażniczka w Oświęcimiu, i Marta, polska więźniarka. Choć nie zamieniają słowa, spotkanie wywołuje wspomnienia. Liza zwierza się nieświadomemu niczego mężowi ze swej przeszłości, wybielając swoją rolę w obozie koncentracyjnym. Lecz jest i druga wersja wspomnień, bardziej ponura – w których Liza próbuje kilkoma gestami dobroci kupić lojalność więźniarki. I jest szczerze zawiedziona, kiedy nie spotyka się z wdzięcznością… Ta historia nie ma zakończenia. Marta wysiada ze statku, Liza nigdy nie dowie się, jakim cudem więźniarka przeżyła obóz.

Pierwowzór literacki: Zofia Posmysz-Piasecka, Pasażerka z kabiny numer 45
Scenografia: Tadeusz Wybult
Montaż: Zofia Dwornik
Czas akcji: lata 60. XX wieku, pierwsza połowa lat 40. XX wieku
Miejsce akcji: pokład transatlantyku, obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau
Kierownik produkcji: Wilhelm Hollender
Prawa: Studio Filmowe KADR
System koloru: czarno-biały
Język: pl
Obsada
Aleksandra Śląska (Liza), Anna Ciepielewska (Marta), Jan Kreczmar (Walter, mąż Lizy), Marek Walczewski (Tadeusz, narzeczony Marty), Irena Malkiewicz (oberaufseherin Madel, przełożona strażniczek), Maria Kościałkowska (strażniczka Inga Weniger), Janusz Bylczyński (kapo), Krzesisława Dubielówna, Barbara Horawianka (więźniarka pielęgniarka), Anna Jaraczówna (kapo), Andrzej Krasicki (delegat komisji międzynarodowej), Kazimierz Rudzki (delegat komisji międzynarodowej), Izabella Olszewska, Leon Pietraszkiewicz (lagerkommandant untersturmfuhrer Grabner), Wanda Swaryczewska, Zdzisław Szymborski (esesman), Barbara Wałkówna (kapo), Andrzej Brzozowski (esesman z psem)
zwiń zakładkę
treść

Informacja o śmierci reżysera przed ukończeniem filmu.
Narracja fotograficzna. Liza po latach pobytu w Ameryce powraca do rodzinnych Niemiec. Na pokładzie statku widzi pewną kobietę, co wywołuje w niej wstrząs. Powracają wspomnienia, którymi musi podzielić się z mężem.
Narracja filmowa. Liza latem 1943 roku trafia do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Zarządza pracą w wielkim obozowym magazynie, segreguje dobytek przywożonych ludzi. Z transportu dobiera sobie pomocnice, między innymi Martę. W komandzie Lizy praca jest lżejsza, a więźniów traktuje się lepiej. Dowiedziawszy się, że w obozie przebywa narzeczony Marty, Tadeusz, Liza sprowadza go do pomocy w rachunkowości. Kochankowie się spotykają.
Marta zachorowała, lecz w obozowym szpitalu warunki są fatalne. Liza z powrotem zabiera ją na blok, bo tu lepiej może się nią zaopiekować. Ratuje jej życie lekarstwami z apteki SS. Po powrocie do zdrowia Marta zamyka się w sobie, coś skrywa.
Pewnego dnia przychodzi po nią do baraku sam komendant Grabner. Posłusznie idzie za nim na blok śmierci. Liza, którą za kilka dni mają zabrać do Rzeszy, prosi o pozwolenie zwiedzenia tego bloku. Marta się tam przeniosła ze względu na Tadeusza, zabitego w końcu przez Niemców. Wydaje się, że Marta podzieli jego los.
Narracja fotograficzna. Opowieść dla męża to pierwszy wariant historii. Wydarzenia na statku zachowały się jedynie fragmentarycznie – trudno więc ustalić, co planował reżyser. W każdym razie Lisa próbuje potwierdzić tożsamość Marty. I wtedy odżywają kolejne wspomnienia – prawdziwsze.
Narracja filmowa. Liza obrażona na Martę – włożyła tyle wysiłku, by ją uratować. Chociaż nie całkiem bezinteresownie… W magazynie szerzy się plaga kradzieży. Zgodnie z instrukcją przełożonej, należy zdobyć zaufanie więźniarek, by ją ukrócić.
Do komór koło krematorium przychodzą nowe transporty. Żołnierze wlewają do komór cyklon B. Liza ma momenty słabości. Także wtedy, gdy widzi, że Marta ratuje czyjeś niemowlę, a ona nie reaguje. Jest zła na siebie. Wierzy jednak, że łagodnością pozyska Martę. To dlatego postanawia sprowadzić Tadeusza. W zamian domaga się donosów na inne więźniarki.
Prawie udaje się zrealizować ten plan. Niestety incydent z psem strażniczki Ingi, który zagryza na oczach wszystkich jedną z więźniarek, niweczy jej wysiłki. Znów trzeba pozyskiwać zaufanie. Niedługo później ktoś z obozu męskiego truje psa Ingi.
Do Oświęcimia przyjeżdża międzynarodowa komisja. Na pokazówkę wytypowano komando Lizy. Chora Marta z umieralni, jaką jest obozowy szpital, z powrotem trafia na blok i tu dostaje lepszą opiekę. Liza w zamian oczekuje od niej, że zagra przed komisją rolę zadowolonej więźniarki. Wypytywana przez komisję Marta milczy zastraszona. Potwierdza jednak, gdy przełożona strażniczek mówi, że więźniarka mogła się tu nawet spotkać z narzeczonym. Liza jest zadowolona – w końcu złamała Martę.
Tymczasem życie obozu toczy się dalej. Tajemny romans Marty i Tadeusza kwitnie za cichym przyzwoleniem Lizy. Liza ratuje Marcie życie podczas selekcji więźniów. Marta jednak – o dziwo – zdaje się nie czuć żadnej wdzięczności.
W jednym z baraków znaleziono ukryty greps, Liza zwołuje apel. Żąda przyznania się winnej. A Marcie każe na głos odczytać jego tekst. Dziewczyna, niewiele myśląc, zamiast treści prawdziwego grepsu recytuje zmyślony list miłosny. Dopiero później Lisa zorientuje się w tym oszustwie, spostrzeże na karteluszku nazwiska i cyfry – to gryps dla ruchu oporu o warunkach życia w obozie.
Wcześniej jednak zostaje wezwana do przełożonej, która informuje ją o rychłym przeniesieniu do Niemiec. Jest jeszcze do wyjaśnienia kwestia przemyconego dziecka żydowskiego, o czym doniosła Inga. Liza, by wykazać się niezłomnością, domaga się ukarania całego komanda.
Tymczasem na placu apelowym do napisania grepsu przyznaje się Marta, co jest równoznaczne z wyrokiem śmierci. Lisa nie chce jej uwierzyć…
Narracja fotograficzna. Nie wiadomo, jak kończy się ta historia. Co jest samousprawiedliwieniem strażniczki? A co prawdą o ukrytych w każdym człowieku ludzkich odruchach? W porcie Marta, lub tylko przypominająca ją kobieta, schodzi na ląd. Liza płynie dalej. (JU)

zwiń zakładkę
komentarz
komentarz eksperta

Ostatni, nieukończony, film Andrzeja Munka, którego realizację przerwała tragiczna śmierć reżysera. Z nakręconych niemal w całości scen retrospektywnych, rozgrywających się w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau i stanowiących jeden z dwóch poziomów narracyjnych filmu, Witoldowi Lesiewiczowi udało się później zmontować zgodną ze scenariuszem opowieść. Zabrakło drugiego poziomu, czyli scen współczesnych, rozgrywających się na pokładzie transatlantyku, w których dochodziło do konfrontacji kata i ofiary po latach. Sceny te zostały zasygnalizowane w postaci fotografii z komentarzem objaśniającym ich sens, autorstwa Wiktora Woroszylskiego. Nikt nie podjął się dokręcenia brakującego materiału, zwłaszcza wymagającego oddania tak wielu niuansów psychologicznych.
„Pasażerka” wzbudziła ogromne zainteresowanie na festiwalu w Cannes w 1964 roku i jest chyba najbardziej znanym za granicą filmem Munka. Zdecydowała zapewne waga tematu, ale i zaskakujące ujęcie, uniwersalność opowieści, która daleko odchodzi od prostej relacji historycznej na temat obozów koncentracyjnych (na wzór „Ostatniego etapu” Wandy Jakubowskiej) ku wnikliwej analizie psychologicznej relacji między esesmanką i więźniarką.
Reżyser, mimo kontrowersyjnego tematu, unika epatowania czy to brutalnością, czy też naturalistycznym przejaskrawieniem opisu. Oszczędność środków wyrazu – zwięzłość narracji, stonowanie postaci, scenograficzna wiarygodność (zdjęcia kręcono w byłym obozie koncentracyjnym) – przydają filmowi Munka rys dokumentalny. Zarazem w konstrukcji opowieści widać ślad pomysłu na ironiczną konfrontację, dla której właściwym miejscem miało być współczesne spotkanie kata i ofiary. Tym bardziej szkoda, że Munk nie zdążył w pełni zrealizować swojej koncepcji. (JU)

zwiń zakładkę
od autora

„Tym razem nie piszę o filmie, który oglądałem jako zwykły widz albo sprawozdawca prasowy, lecz o filmie, z którym współżyłem w trakcie nadawania mu ostatecznego kształtu – i w kształcie tym mam pewien udział. To nie znaczy, że jestem współautorem »Pasażerki«: istniała ona wcześniej i jako pomysł, i jako fabuła, i jako obraz. Ale w pewnym momencie Zespół KAMERA zwrócił się do mnie o współpracę – i mimo że istota filmu nie była moja, a moje zadanie więcej niż skromne, wydało mi się ono warte podjęcia. […] W małej, pustej salce na Chełmskiej oglądam »Pasażerkę« po raz pierwszy. Wychodzę wstrząśnięty. Wbrew wszystkiemu, co się słyszało przez prawie dwa lata, Munk zrobił ten film. Rozmowa z kierownikiem produkcji: o co właściwie chodzi? »Nie wiemy, jak to ugryźć«. Lektura scenopisu i listy montażowej. Lektura Powieści Zofii Posmysz. Ponownie oglądam »Pasażerkę« w towarzystwie J. J. po wyjściu z projekcji: »Na czym polega pułapka?« Zaczynam się chyba domyślać. […] Munk nakręcił 1700 metrów oświęcimskiej retrospekcji (całość) i paręset metrów współczesnej ramy (fragmenty). Oświęcim, nakręcony przez Munka, przerósł scenopis, nie odchodząc od niego, jeśli chodzi o akcję, ale poprzez swą wizualność, niemal namacalność, poprzez intensywny realizm drugiego planu i doskonałe aktorstwo głównych postaci (Śląskiej, Ciepielewskiej, Kościałkowskiej, Pietraszkiewicza), stwarzając nowy wymiar tej części filmu. Sceny współczesne (statek) do wymiaru tego nie dorastają. Być może winę ponosi ich fragmentaryczność, nie wykończenie. Więc – rozbudować je zgodnie ze scenopisem, za nieżyjącego Munka nakręcić to, czego nie zdążył? Ale czy on sam miał do nich pełne przekonanie? […] Nie wybrniemy z tego, jak długo będziemy uważali za swój cel stworzenie struktury zamkniętej. Jedynie godząc się na przyjęcie materiałów Munka za tekst uszkodzony, częściowo zadarty, umożliwiający różne kontynuacje w wyobraźni odbiorcy, ale podlegający raczej odczytaniu niż całkowitej restauracji, utrwalimy walor artystyczny, właściwy takiemu dziełu. […] Piszę tekst, który rozlegnie się zza ekranu, towarzysząc pierwszym kadrom filmu. Narracja ta ulegnie jeszcze skrótom i zmianom, jej literackość będzie musiała ustąpić prawu filmowości, ale początkowy szkic, w którym próbuję zawrzeć wszystko, co jest w tym miejscu do powiedzenia, brzmi tak: »Zespół KAMERA przedstawia ostatni film Andrzeja Munka […]« I tu Narrator musi zamilknąć – bo Liza dostrzega wchodzącą po trapie Martę – widok dawnej więźniarki uruchamia w eks-nadzorczyni ciąg asocjacji, wydobywa na powierzchnię zapomniane obrazy – rozpoczyna się właściwy film. […] W pracy nad stylem monologów pomagają mi opublikowane relacje zbrodniarzy hitlerowskich, m.in. słynny pamiętnik Rudolfa Hoessa. Ale kiedy praca dobiega już niemal końca, zaczynam odczuwać w historii, w którą, pisząc monolog, musiałem się wżyć »jako Liza«, pewną dodatkową dwuznaczność – i potrzebę dodatkowego zdystansowania się od niej. Trudno przypuścić, aby nie odczuwał jej Munk – przecież unaocznił ją, między innymi obraz, przez niego stworzony, ściślej: drugi plan tego obrazu, tak wielką rolę odgrywający w filmie”.

Wiktor Woroszylski, „Nad »Pasażerką«”, „Film”, 1963, nr 38.


„W rok po spektaklu telewizyjnym – Munk przystąpił do realizacji filmu opartego na opowiadaniu »Pasażerka«. […] »Główne problemy mojego filmu? Problem odpowiedzialności, sumienia i kresu wytrzymałości człowieka. Jest tu jeszcze problem Niemki, która nie znęcała się nad więźniarką, ale usiłowała ją złamać moralnie, proponując stanowisko uprzywilejowanego więźnia. Niemka wiedziała, że dziewczyna ma narzeczonego w obozie i od tej strony chciała ją złamać. […] Realizując ten film, zdaję sobie sprawę z pewnych niebezpieczeństw. Na przykład, pokazujemy blok śmierci, moment tuż przed egzekucją. Na puste podwórze wjeżdża czarny wóz. Esesman ładuje karabin, w korytarzu stoją nadzy ludzie, niektórzy kończą się rozbierać. A potem wychodzimy na to samo podwórze już po egzekucji. Widzimy mały wózek załadowany odzieżą więźniów i duży czarny wóz; domyślamy się, że są tam ciała rozstrzelanych. […] W całym filmie nie udało nam się jednak uniknąć scen znęcania się lub bicia. A jeżeli taka scena się zdarza, nie widać ani człowieka bitego, ani bijącego. Trzeba to sobie jedynie wyobrazić. Staramy się odcinać od wszelkich brutalnych obrazów. […] Praca w Oświęcimiu została już ukończona. Za dwa dni rozpoczynamy dalszą pracę w atelier w Łodzi.« To wszystko mówił Andrzej Munk 18 września 1961 roku. W dwa dni później – jadąc do Łodzi, aby obejrzeć przygotowane w atelier dekoracje – zginął w wypadku samochodowym. […] Blisko w dwa lata po tym tragicznym wypadku, przeprowadzam wywiad z reż. Witoldem Lesiewiczem, z którym Munk realizował wspólnie swój pierwszy film pełnometrażowy – dokument »Gwiazdy muszą płonąć« – i dzięki któremu »Pasażerka« ukaże się na ekranach. Nasza rozmowa dotyczy oczywiście tego filmu. […] »Oparłem się tylko na tym, co zrealizował Munk. Czytając pozostawiony przez niego scenariusz, opracowany wspólnie z Zofią Posmysz, oraz scenopis i przeglądając wielokrotnie materiały »Pasażerki« – nasunął mi się pomysł ich zmontowania. Ale czy jest on słuszny? Znam przecież swobodę, z jaką Munk poruszał się po swoim własnym materiale. Być może, on by zupełnie inaczej uszeregował go dramaturgicznie, inaczej rozłożył akcenty. Nie wiem. Nigdy nie czułem się tak odpowiedzialny i nigdy nie bałem się tak o to, co realizuję, chociaż właściwie należałoby tu mówić o »organizacji« materiału. Naczelna idea tej pracy polegała na tym, aby pozostać wiernym myśli autora. Ale stwarzało to tyle skomplikowanych problemów, że nawet jeszcze dzisiaj, kiedy »Pasażerka« jest już prawie gotowa – ten materiał zmusza do ciągłego myślenia, czy to, co zostało zrobione, jest słuszne«”.

Maria Oleksiewicz, „»Pasażerka«, czyli droga powrotna”, „Film”, 1963, nr 34.

zwiń zakładkę
głosy prasy

„Film, który ukazał się na ekranach pod tytułem »Pasażerka«, nie upoważnia do rozważań na temat, jaki mógłby być ostateczny kształt dzieła Andrzeja Munka. A jeśli nawet – to rozważania te powinny pozostać wyłącznie prywatną sprawą widza. Bowiem – mimo skromności zespołu przygotowującego z całym pietyzmem »Pasażerkę« na ekrany tak, by niczego nie dodawać do fragmentów utworu Munka – otrzymaliśmy gotowy, zamknięty film. Jest to oczywiście film zupełnie szczególnego rodzaju – film o filmie i jego twórcy, osobliwy gatunek dokumentu czy pamiętnika. […] Nikt nie pokusił się o dokończenie filmu za Munka, lecz dokonano rzeczy znacznie ciekawszej, pozwalając – przez sposób prezentacji materiału – wniknąć głęboko w problematykę warsztatu twórczego realizatora. Ten film mówi o Munku więcej niż jego ukończone, znakomite przecież dzieła. […] Ten miejscami nie wypełniony konspekt przyszłego dzieła obnażył mimo woli założenie konstrukcyjne pozwalające na bliższe wniknięcie w metodę twórczą Munka. […] Munk zawierzył szczególnym możliwościom sztuki filmowej. Odkrył bowiem jej wrażliwość na obiektywną prawdę, której nie jest w stanie zafałszować, zakamuflować subiektywna, indywidualna interpretacja – i to zarówno filmowego bohatera, jak i określonego wobec rzeczywistości artysty. W historii Lizy, byłej dozorczyni oświęcimskiego obozu przecięły się i nałożyły na siebie jej indywidualne poszukiwanie ludzkiego wymiaru dla obozowej przeszłości i obiektywny obraz funkcjonowania trybu wprzęgniętego w służbę fabryki zagłady. […] Prawdę o Lizie poznajemy wbrew niej samej, choć kamera – tak posłuszna jej relacji – notuje tylko to, na co bohaterka pozwala. Szokującym kontrapunktem opowieści Lizy jest chłodny obiektywizm tła. Rzeczywistość krematoriów i oświęcimskiego błota nie jest koszmarnym snem, ani dziełem apokaliptycznego zła, lecz wzorowo funkcjonującą, dobrze zautomatyzowaną fabryką, w której czynność odbijania puszek z cyklonem czy zmywania hydrantem ścian po egzekucji, ma w sobie jakąś dobrze znaną, swojską codzienność. I to beznamiętne sfotografowanie »codzienności«, którą jest masowe, straszne umieranie – jako ledwo zapamiętanego przez Lizę tła jej psychologicznego konfliktu – staje się źródłem grozy, wobec której bledną obrazy pomyślane jako najbardziej wstrząsające z wielu pamiętnych filmów. Cóż to mógł być za film!”.

Alicja Helman, „Ostatnie dzieło Andrzeja Munka” „Kultura”, 1963, nr 38.


„Oglądam zatem »Pasażerkę« Andrzeja Munka – nie jestem w stanie oprzeć się zdumieniu: obcujemy oto z dziełem pełnym, spoistym, zamkniętym. […] Arcydzieło to nie jest kalekie – lecz po prostu małe rozmiarem, nie wypełnia czasu zwykłej projekcji. Nie brak mu spoistości wewnętrznej – lecz kilkuset metrów taśmy. Publiczność czytująca prasę filmową wie, że nie ma w nim części współczesnej, rozgrywającej się na statku, której Andrzej Munk nie zdołał dokończyć. W powieści Zofii Posmysz właśnie ta dzisiejsza podróż statkiem Lizy, byłej nadzorczyni z Oświęcimia, stanowi istotną zawartość książki, retrospekcje jedynie ją uzupełniają. Także audycja telewizyjna zachowała ten priorytet współczesności. Natomiast Andrzej Munk zupełnie wyraźnie przesunął punkt ciężkości utworu na retrospektywne partie obozowe, nie rezygnując także i z transatlantyku wraz z jego pasażerami: Lizą, byłą nadzorczynią z Oświęcimia, oraz domniemaną Martą, dawną więźniarką. […] Tej konfrontacji, uzyskanej przez równoległość dwóch nurtów czasu: przeszłości i teraźniejszości – w filmie nie ma; ale rzecz paradoksalna! – trudno odczuć to jako brak zagrażający jednolitości czy pełni dzieła. […] Napisano w jakimś materiale informacyjnym, że Liza »kłamie« mężowi. Byłbym niechętny tak rygorystycznemu potraktowaniu jej wspomnień. Wielkość »Pasażerki« polega na tym, że oświęcimskiego oprawcę rodzaju żeńskiego, podwładnego innych oprawców, ukazuje nam w wymiarze ludzkim, dostępnym naszym pojęciom. Pozwala to zaobserwować tym dokładniej, jak zbrodnia lęgnie się tutaj pośród uczuć w zasadzie właściwym wszystkim ludziom, nieomal graniczy z dobrymi uczynkami. To ważne. […] »Pasażerka« ukazuje nam osobliwą i wstrząsającą walkę więźniarki, która nie broni się przed poniewierką, jakiej doznaje od swojej nadzorczyni, lecz przeciwnie – przed jej »łaskawością«, folgami, propozycjami Marta wie, że każde ustępstwo grozi tutaj utratą ostatniego jej dobra – godności, a przecież niczego w zamian nie gwarantuje. […] Ta obrona ofiary przed »przychylnością« kata uzyskuje w »Pasażerce« wymiar wielkiego uogólnienia, czyni z tego filmu jedno z nielicznych odkrywczych arcydzieł, jakie poświęcono epoce pieców. Stanowi ono zarazem dowód, że ostatni film Andrzeja Munka nie dopełniał poprzednich jego dzieł, ale przeciwnie, zaczynał nowy rozdział jego twórczości”.

Konrad Eberhardt, „Przeciw niepamięci”, „Film”, 1963, nr 40.


„I oto otrzymaliśmy ostatni film Munka. To, co pozostało z zamysłu »Pasażerki« i co przedstawił Lesiewicz, może zaledwie dać tylko bardzo ogólnikowe pojęcie o prawdziwym zamierzeniu reżysera. Oczywiście, przedtem było – telewizyjne przedstawienie. Był też scenopis przyszłego filmu. A jednak wiadomo, że większość materiału zdjęciowego, jakim z konieczności dysponowała ekipa kończąca przerwany film, tak właśnie – większość materiału nie zadowalała Munka. I właściwie, nie sposób dowiedzieć się, co było powodem tego niezadowolenia. Chociaż zrozumienie tego być może jest dla odczytania ostatniego filmu Munka najważniejsze. […] Pomimo całej pracowitości Munka, jego ogromnego kunsztu, telewizyjne przedstawienie »Pasażerki« pozostawiło mi wyraźne uczucie niedosytu. A kiedy dowiedziałem się, że Munk zafascynowany tematem zamierza stworzyć film, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż będzie to reżyserska pomyłka. […] Może to przesada, ale nie lubię zaaranżowanych ad hoc rozrachunków z sumieniem. Ileż do tego potrzeba zbiegów okoliczności. A więc musi być elegancki statek, tak elegancki, aby podróż na nim pozwalała człowiekowi oderwać się od lądowych spraw. Tak wspaniały, aby pasażerowie wstępując na jego pokład »odradzali się« na nowo w szczęśliwszym, milszym, pozbawionym konfliktów świecie. […] W tym, co zostało zrealizowane z filmowej wersji »Pasażerki« uderza zdecydowane rozbudowanie postaci więźniarki. Nie jest ona już tylko upersonifikowanym wyrzutem sumienia. Munk, nie rezygnując z pokazywania wszystkich scen retrospektywnych wedle kolejnych wersji wydarzeń opowiadanych przez SS-mankę, zarysowuje jednak w sposób zdecydowany postać jej antagonistki. Tak, bo to już nie jest tylko sprawa pomiędzy katem a ofiarą. Ofiara musi wybierać pomiędzy różnymi drogami postępowania – tak jak wybierali więźniowie. I niezależnie od kolejnych zmian w opowieści SS-manki, ona już pozostaje tą samą dziewczyną. Wiemy już, co wybrała i wiemy już, że walczy. Stąd dodatkowe komplikacje w myśleniu byłego kata – dzisiejszej szczęśliwej kobiety i żony. Rzecz bowiem nie tylko w tym, że była SS-manka boi się swojej przeszłości. Munk udowadnia, iż pomimo tyrad o młodzieńczej naiwności, jakie wygłasza pod adresem swojego męża, pragnąc usprawiedliwić swoje postępowanie w dawnych latach – pozostała tą samą, zawsze gotową do podjęcia rzuconej ongiś funkcji kobietą. W sztuce nie było o tym mowy. […] Po raz pierwszy chyba w filmie przypomniano nam to, co zaświadczyły pamiętniki i proza Borowskiego. Społeczność więźniów była niełatwa do przeniknięcia. I walka z tą społecznością wymagała szukania nie tylko kandydatów na »kapo«, ale i werbowania inteligentnych szpicli. Wszystko to – myślę oczywiście o pozostawionych przez Munka taśmach filmowych – zarysowane zostało zaledwie grubą krechą. […] Munk jak nikt chyba potrafił wydobyć z kadru filmowego maksimum ekspresji. Można oczywiście powiadać o stylizacjach na pewnego rodzaju »szorstkość filmów dokumentalnych«, można podkreślać owe prześwietlenia taśmy (też nie wiadomo, czy świadome), analizować zasady budowania obrazu – ale wszystko to nie zdoła wyjaśnić, dlaczego tak pokazane sceny wywierają na nas wrażenie tego samego nieomal autentyzmu, co kroniki kręcone przez filmowców w czasie wyzwolenia Oświęcimia. […] W »Pasażerce« reżyser rezygnuje jednak ze swoich dotychczasowych doświadczeń. Próbuje zrealizować temat, jakiego bym mu nigdy nie przypisał. Próbował wyjść poza naznaczony »Eroiką« krąg doświadczeń. Sięgnąć do tematyki, którą tak skrzętnie omija się w naszym filmie – opowiedzieć o rzeczywistości koncentracyjnego łagru. […] I żeby już pointa była pełna: dobrze, że film ten kończył właśnie Lesiewicz, jeden z tych, którzy także próbują ciągle – nie rezygnując z charakterystycznej dla okresu »polskiej szkoły« pasji dyskusyjnej – dokładniej, pełniej oddać sprawy najbliższej nam, żywej i ciągle mieszającej się ze współczesnością historii”.

Ernest Bryll, „Wyjście z legendy”, „Współczesność”, 1963, nr 20.

zwiń zakładkę
ciekawostki
  • Reżyser filmu Andrzej Munk zginął w wypadku samochodowym 20 września 1961, po zrealizowaniu części filmu - głównie scen retrospektywnych nakręconych na terenie muzeum w Auschwitz-Birkenau. Współpracownik reżysera Witold Lesiewicz scalił je w film. Został on uzupełniony komentarzem Wiktora Woroszylskiego przeczytanym przez Tadeusza Łomnickiego.

  • Zdjęcia do filmu realizowano w Oświęcimiu na terenie obozu KL Auschwitz oraz na pokładzie M/S „Batory".

zwiń zakładkę
plakaty i fotosy
zwiń zakładkę
zwiń zakładkę