Warszawska egzotyka

Warszawska egzotyka
Loading the player ...
Tytuł pełny: Warszawska egzotyka. „Ciuchy” na Grochowie w Warszawie
Data wydania: 1957-01-23
Data realizacji zdjęć: 1957
Czas trwania: 0:00:59
Kategorie tematyczne: społeczeństwo, stolica
opis filmu
O filmie

„Ciuchy” na Grochowie. Stragany z towarami. Kupcy. Kobiety przymierzające stroje. Handlarki.

Komentarz: Jerzy Kasprzycki
Zdjęcia: Roman Wionczek
Opracowanie dźwiękowe: Stefan Zawarski
Numer tematu: 4-5
Czas akcji: 1957
Miejsce akcji: Warszawa
Prawa: WFDiF
Format dźwięku: mono
Format klatki: 4:3
System koloru: czarno-biały
Opis sekwencji
00:00:00:07Napis: Warszawska egzotyka. W tle stragany z handlującymi.
00:00:04:13Handlujący na „Ciuchach” na Grochowie. Handlarze oraz przedmioty na sprzedaż, m.in. kryształy, porcelana, futrzane kołnierze.
00:00:21:00Kobieta przymierza żakiet. Inna kobieta w tłumie przymierza sweterek. Buty. Dwie kobiety oglądają suknię balową. Lalka.
00:00:53:06Handlarki: jedna w dziurawym kapeluszu, druga pijąca wodę z butelki, dwie siedzące pod parasolkami.
zwiń zakładkę
tekst lektorski

Równie dla stolicy charakterystyczne jak Pałac Kultury i Kolumna Zygmunta są „ciuchy” na Grochowie. Być w Warszawie i nie widzieć tego bazaru to nietakt. Na „ciuchach” można było spotkać nie tylko Gérarda Philipe'a, ale podobno nawet królową belgijską. Z czego to futro? „Z tresowanych sardynek”, jak mówią bywalcy „ciuchów”. A ten sweterek prosto z Chicago, czyli z Galluxu na MDM-ie. Kupić nie kupić, przymierzyć można, tylko nie miętoś go pani w rączkach, bo towar delikatny. Nie ma się czego wstydzić. „Ciuchy” - ludzka rzecz. Wszystko na karnawał: od pantofelka do sukni balowej. Co prawda same handlarki nie dbają o elegancję. Byle handel szedł!

zwiń zakładkę
komentarz
komentarz eksperta

W pierwszych latach powojennych do praktyk krawieckich należały przeróbki ubrań wojskowych pochodzących z demobilu, które przysyłała z Ameryki organizacja UNRRA. W ponurych czasach stalinowskich wyróżnienie się z tłumu przez oryginalny ubiór było bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Barwnie pisał o tym w „Dzienniku 1954” Leopold Tyrmand. Wskazywał na bajońskie sumy, jakie za modne stroje trzeba było zapłacić na „Ciuchach” [bazar przy ulicy Skaryszewskiej w Warszawie, w latach 70. przeniesiony do Rembertowa], warszawskim bazarze Różyckiego czy w pochowanych w śródmiejskich zaułkach prywatnych sklepikach, których cudem nie zlikwidowano w ramach powszechnej nacjonalizacji handlu. Reportaż Romana Wionczka podpatruje ukrytą kamerą praski koloryt: plebejskie twarze sprzedawców, ceremoniał oglądania i targowania, tandetę produktów, pośród których udawało się niekiedy znaleźć zagraniczne rarytasy, ale też zwykłe towary z państwowych fabryk. Te ostatnie, w czasach peerelowskiego niedoboru zaopatrzenia, zwyczajnie nie trafiały na sklepowe półki, za to były rozprowadzane przez ekspedientki wśród znajomych (na zasadzie „spod lady”). Całości – nietypowo jak na kronikę – dopełnia wielki przebój Zbigniewa Kurtycza „Cicha woda”, który przez wiele dekad śpiewano w Polsce podczas każdej towarzyskiej imprezy. (MKC)

zwiń zakładkę
zwiń zakładkę