Szaleńcy

Szaleńcy
Loading the player ...
Polska
1928
Data premiery: 1928-08-28
Reżyseria: Leonard Buczkowski
Zdjęcia: Albert Wywerka
opis filmu
O filmie

Rok 1914. Praktykant Filipek i student Jerzy poznają się w punkcie rekrutacyjnym Legionów. Wysłani na front, gdzie dołącza do nich ziemianin Kazik, przejdą cały szlak bojowy – aż do walk roku 1920.

Scenografia: Stefan Norris
Czas akcji: 1914-1920
Miejsce akcji: Kraków, Szczypiorno
Prawa: staranne poszukiwania
Język: pl
Obsada
Marian Czauski (Jerzy Recki, student), Irena Gawęcka (Zofia, córka Łoniewskiego), Jerzy Kobusz (Filipek), Aleksander Starża (Kazik, syn Łoniewskiego), Bolesław Szczurkiewicz (Jan Łoniewski, właściciel dworu, ojciec Zofii i Kazika), Marek Ożóg
zwiń zakładkę
treść

Rok 1914. Mobilizacja. Filipek pracuje jako praktykant w winiarni. Wyrzucony przez właściciela, zaciąga się do tworzonych właśnie legionów. W komisji poborowej poznaje Jerzego Reckiego, który porzucił studia w Szwajcarii, by stanąć do walki. Od tej pory są nierozłączni. Zostają wysłani na front. Dowódca oddziału wysyła ich na zwiad. Natykają się na kilku żołnierzy rosyjskich. Wywiązuje się strzelanina. Jurek zostaje ranny. Filipek prowadzi go do pobliskiego dworu. Jego właściciel, Jan Łoniewski, nie zgadza się przyjąć ich pod swój dach. Zofia, jego córka, w tajemnicy ukrywa rannego Jerzego w swoim pokoju i troskliwie się nim opiekuje. Filipek wraca do oddziału, by sprowadzić pomoc.
Tymczasem we dworze zjawiają się Moskale i zajmują go na swoją kwaterę. Na szczęście zjawia się Filipek z dwoma żołnierzami. Wynoszą Jurka przez okno. Kazik, młodszy brat Zosi, żegna się z nią. Dołącza do legionistów.
Od tej pory wszyscy trzej służą w jednym oddziale. Zosia dostaje list od Kazika i od Jerzego, który nazywa ją swoim „opiekuńczym aniołem”. Tymczasem następuje rosyjska ofensywa. Podczas walk trzej „szaleńcy” zostają ranni. Trafiają do lazaretu, w którym pielęgniarką jest Zosia. Jerzy wyznaje jej miłość. Ranni szybko wracają do zdrowia. W koszarach oddziały legionistów nie wykonują rozkazu – nie składają przysięgi na wierność Radzie Regencyjnej. Trafiają do obozu internowania. Kiedy marszałek Piłsudski wraca z Magdeburga, zostają uwolnieni.
Rok 1920. Rozpoczęły się walki z bolszewikami o granice na Wschodzie. Kazik przedziera się z meldunkiem przez linię frontu. Ginie. Nad jego grobem przyjaciele śpiewają: „Śpij kolego w ciemnym grobie, niech się Polska przyśni tobie”. Jan Łoniewski otrzymuje, przyznany Kazikowi pośmiertnie, krzyż Virtuti Militari.

zwiń zakładkę
komentarz

W roku 1928 filmem Szaleńcy swoją długą karierę rozpoczął ceniony reżyser, Leonard Buczkowski.
Akcja jego debiutu rozgrywa się wokół wydarzeń związanych z wymarszem Legionów Polskich z Krakowa w roku 1914, a także walk z bolszewikami w roku 1920. Głównymi bohaterami są trzej ochotnicy, młodzi "szaleńcy", dzięki którym poznajemy nie tylko codzienność życia w koszarach, ale także realia walk na pierwszej linii frontu.
Leonard Buczkowski zrealizował Szaleńców w "koprodukcji" dwóch wytwórni filmowych - poznańskiej Diana-Film i warszawskiej Klio-Film (Narodowa Wytwórnia Filmów Historycznych). Liczne sceny batalistyczne nakręcono w Biedrusku pod Poznaniem. Wzięły w nich udział następujące formacje korpusu poznańskiego: 57 i 58 pułk piechoty, 15 pułk Ułanów Wielkopolskich, 14 pułk Artylerii Lekkiej, 7 Dywizjon Artylerii Konnej, 3 pułk lotniczy, 1 pułk czołgów, 7 Dywizjon Samochodowy.

W roku 1928 film otrzymał Grand Prix i Złoty Medal na Wystawie w Paryżu.

W roku 1934, w 20-tą rocznicę wymarszu pierwszych oddziałów strzeleckich, niemy film udźwiękowiono muzyką skomponowaną przez Tadeusza Górzyńskiego. Do czasów obecnych ta wersja zachowała się jedynie w niewielkim fragmencie.


komentarz naukowy

Dużo lepsze efekty filmowe przyniosła spółka "Diany-Filmu" z powstałą w 1927 r. w Warszawie Narodową Wytwórnią Filmów Historycznych "Klio". Zjednoczone wytwórnie "Diana-Klio-Flim" firmowały jeden z najlepszych filmów 1928 r., dwunastoaktowych Szaleńców (wyświetlanych również pod tytułem "My Pierwsza Brygada" w reżyserii Leonarda Buczkowskiego, według scenariusza Kazimierza A. Czyżowskiego i ze zdjęciami Alberta Wywerki. W "Szaleńcach", których akcja skupiała się na dziejach żołnierzy z Brygady Legionów Polskich, wykorzystano lwowskich i poznańskich aktorów teatralnych (m. in. Aleksandra Starżę, Jerzego Kobusza, Irenę Gawęcką i Bolesława Szczurkiewieza), a do scen batalistycznych zaangażowano poznańskie jednostki wojskowe. Była to obok "Przedwiośnia" jedna najniecierpliwiej oczekiwanych premier 1928 roku - film, który w tym samym roku otrzymał na Wszechświatowej Wystawie w Paryżu Grand Prix, a w sześć lat później doczekał się udźwiękowienia z muzyką Tadeusza Górzyńskiego. Wkrótce po premierze recenzenci pisali: »Szaleńcy« to pierwszy obraz wykonany całkowicie siłami poznańskimi, poczynając od artystów i wojska aż do finansowej pomocy, z którą pośpieszyło ziemiaństwo (film był w dużej części finansowany przez ziemiaństwo z terenów Wielkopolski i Pomorza - przyp. M. H.). »Szaleńcy [...] to pierwszy film polski, który przynosi zaszczyt naszej wytwórczości kinematograficznej i bez żadnych zastrzeżeń może iść na rynek zagraniczny. Po wszystkich »Tajemnicach przystanków tramwajowych«, »Trędowatych» i innych nieudolnych fabrykatach, w których tanie efekty melodramatyczne transponowane bezpośrednio ze wzorów teatralnych odgrywały rolę dominującą, doczekaliśmy się wreszcie filmu opartego na przesłankach kinowych, w doskonałej inscenizacji, świadczącej o istnieniu zmysłu kinematograficznego w wytwórniach polskich". O tym, że było to udane przedsięwzięcie artystyczne świadczy również fakt, że film ten wznowiony został w udźwiękowionej wersji w 1934 r. z okazji dwudziestolecia wymarszu Pierwszej Kadrowej Legionów Polskich.

Małgorzata Hendrykowska, Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1981.10/12 R.49 Nr4


komentarz eksperta

Szaleńcy. My pierwsza brygada Leonarda Buczkowskiego
Propagandowa funkcja kina była zdecydowanie dominująca w pierwszym okresie odzyskania przez
Polskę niepodległości. Szczególnie w czasie wciąż toczącej się wojny z Rosją. Wszelkie sprawy rodzimej
kinematografii podporządkowane zostały dekretem z 1919 roku Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. Był
to wyraźny sygnał oddzielenia filmu i sztuki. W tym samym roku przy Naczelnym Dowództwie Wojska
Polskiego powołano Centralny Urząd Filmowy, który zastąpił Urząd Filmowy Legionów Polskich. Jego rolą
była dokumentacja wydarzeń na froncie oraz cenzurowanie filmów trafiających do kin. Ministerstwo Spraw
Wewnętrznych zleciło zaś producentom realizację filmów historycznych o wymowie patriotycznej,
w rzeczywistości propagandowej, nachalnie dydaktycznej, ukazujące niesłabnące siły narodu polskiego
i odbudowę kraju ze zgliszcz. Kinematografia związana była ściśle ze strukturami wojskowymi do 1922
roku. Wówczas kino ewoluowało w stronę melodramatu z jednej strony oraz filmów mitologizujących czasy
legionów z drugiej. W tym nurcie umieszcza się debiut filmowy Leonarda Buczkowskiego – My, pierwsza
brygada z 1928 roku.
Nakręcenie filmu o wymarszu legionów z Krakowa w 1914 roku zaproponowała Buczkowskiemu
Narodowa Wytwórnia Filmów Historycznych – Klio-Film chcąca podnieść morale po przewrocie majowym.
Oprócz funduszy obiecała pomoc w dostarczeniu oddziałów żołnierzy do scen batalistycznych. Realizacja
filmu trwała rok i była dla Buczkowskiego doskonałą szkołą reżyserii, organizacji produkcji i odnajdywania
się w polityce kinematografii – konsultanci z ministerstwa nieustannie nakazywali wprowadzanie
poprawek.
Reżyserowi udało się uniknąć jednoznacznie propagandowej wymowy filmu. Historię wojny
wzbogacił o wątki romansowe i humorystyczne, choć nie jest to humor wysublimowany. Buczkowski
przedstawił drogę legionów w latach 1914-1920 przez historię trzech przyjaciół: Reckiego, Filipka i Kazika.
Wykorzystał liczne utarte motywy przynależne tematyce powstańczej: miłość pięknej panny opiekującej
się rannym legionistą, odmienny stosunek do walki prezentowany przez przedstawicieli różnych pokoleń,
wreszcie zwycięstwo na poziomie idei, triumfującej pomimo śmierci jednego z głównych bohaterów.
Debiutancki film Buczkowskiego został doceniony na Wystawie Światowej w Paryżu w 1929 roku i stał się
początkiem jego kariery. W 1934 roku film został udźwiękowiony i ponownie wprowadzony do kin.
Dekadę po realizacji niemej wersji reżyser powrócił do legionowej pieśni. Melodia Pierwszej brygady
towarzyszyła filmowi Florian z 1938 roku, ekranizacji powieści Marii Rodziewiczówny, której akcja
rozgrywa się w czasie I wojny światowej w miasteczku na Kresach.
Leonard Buczkowski urodził się w Warszawie w 1900 roku. Studiował aktorstwo w Dramatycznym
Studio Filmowym Stanisławy Wysockiej i Instytucie Wiktora Biegańskiego. Zagrał w kilku filmach, ale
sukcesy odniósł jako reżyser. Zaczął jako asystent w wytwórni Biegańskiego Kinostudio. Talent w tej
dziedzinie przejawiał podobno już jako dziecko, kiedy aranżował scenki dramatyczne z udziałem
czeladników pracujących w cukierni ojca. W 1936 roku przeniósł na ekran Wierną rzekę Stefana
Żeromskiego, współpracując z Andrzejem Sternem, który był autorem scenariusza. Krytyka uznała film za
jedną z najlepszych ekranizacji prozy Żeromskiego. W czasie II wojny światowej Buczkowski nakręcił kilka
filmów reklamowych dla niemieckich firm. W konsekwencji zakazano mu podpisać własnym nazwiskiem
wyreżyserowany w 1948 roku film Skarb. Już wcześniej jednak zrehabilitował się w oczach społeczeństwa
Zakazanymi piosenkami według scenariusza Ludwika Sterna, pierwszym pełnometrażowym filmem
fabularnym, który okazał się kinowym przebojem 1947 roku. Jako pierwszy polski twórca zrealizował
pełnometrażowy film na kolorowej taśmie – Przygodę na Mariensztacie, niezwykle popularną komedię. Do
połowy lat 60. XX wieku nakręcił kilkadziesiąt chętnie do dziś oglądanych filmów.

http://www.polin.pl/pl/system/files/attachments/szalency._my_pierwsza_brygada.pdf

zwiń zakładkę
głosy prasy
Szaleńcy. Nauczyliśmy się nareszcie patrzeć oczyma objektywu na krajobraz i na polską wojnę. Żołnierz polski, ten pierwszy zwłaszcza, bo zawsze ów pierwszy, dzierży prymat, jest naszemu sercu bliski i - mimo - że za dużo już tych scen batalistycznych, że nazbyt wykorzystywał nasz ekran taniość uzbrojonego aktorstwa, wzruszamy się. Tem bardziej w Szaleńcach, gdzie bardzo dyskretnie i artystycznie podany ten motyw wojny, naiwny zawsze w sobie, mimo grozy, śmierci i krwi. wojna to wszakże element najbardziej pierwotny i najbardziej obnażajacy człowieka z kultury, trzeba tedy duzo wpleść weń motywówideału i uczucia, aby motyw ten uczynić pieknym. Szaleńcy rzadko dobrze wyreżyserowano. Początek zwłaszcza jest doprawdy na miarę amerykańską. Choć nie pierwszy raz widzimy „nakładaność” obrazów, syntetyczne ujęcie danego zdarzenia, trzeba przyznać, że reżyserja ujęła to w sposób wysoce artystyczny i logiczny. Należałyby się wielkie skróty samej wojnie. Powtarza się ona dwukrotnie, prawie w jednoznacznych obrazach. Wspaniałe jest tylko zindywidualizowanie poszczególnych sprzętów bojowych, a więc tank, a więc karabin maszynowy. Źle, że przez powtarzanie, obniżono walor artystyczny zdjęcia. Świetnie wysunięto na pierwszy plan i zrozumiano rozmiar talentu Kobusza. Pierwszy to aktor polski, urodzony dla ekranu i bezkonkurencyjny na naszym terenie. Reszty aktorów albo nie wyzyskano zupełnie, jak np. pannę Gawęcką o tak ładnej, chmurnej urodzie, którą zeszpecono, i zmuszono do roli sentymentalnej, kiedy ona by się raczej nadawała do ról dramatycznych, posępnych. Jak np. p. Czauskiego, którego nastawiano do aparatu, uwzględniając jedynie urodę, a nie sytuację czy grę. Krajobraz jest ujęty w Szaleńcach, tak jak w żadnym dotychczas filmie polskim – plenery w Biedrusku pod Poznaniem robione, podobne są najsubtelniejszym miedziaronytom, światłem operuje się tu niezwykle umiejętnie, nawet szminka, rzecz u nas najrzadsza, jest stosowana po europejsku. Szaleńcy to wielki krok naprzód w polskiej kinematografji. [GR]

Kino-Teatr 1928 nr 1


„Szaleńcy" („Capitol" i „Pan"). Z szeregu zapowiedzianych w tym sezonie filmów polskich — „Szaleńcy" idą na pierwszy ogień, zgodnie ze swoja nazwą. Film jest dobry. Jest nawet nadspodziewanie dobry. Sezon polski rozpoczął się pod pomyślna wróżbą. Młody twórca „Szaleńców", reżyser Leonard Buczkowski, postanowił nakręcić polską „Wielką paradę". Pomysł trafny: każdy naród powinien mieć swoją „Wielką paradę". Ani rozmachem realizacji, ani ogólnym poziomem wykonania „Szaleńcy" nie mogą równać się z amerykańskim pierwowzorem. Ale za to trafiają prosto do serc naszej publiczności — bez różnicy przekonań (co warto zaznaczyć). Arcydzieło Kinga Vidora olśniło nas. Film Buczkowskiego — wzruszył do głębi. Śpiewa w nim najczystsza polska struna, związana z fibrami duszy każdego Polaka. Film, nastrojony na wysoki i szlachetny ton, obfituje jednak w rubaszny, młodzieńczy humor, ześrodkowany w osobie Jerzego Kobusza. który odpowiada Slimowi (Karol Dane) z „Wielkiej parady". Poprawnym amantem jest Marian Czauski, a młodziutki Aleksander Starża wzruszył widownię do łez. Reżyseria i technika zdjęć zupełnie poprawne. Przyznam się, że szedłem na premierę „Szaleńców" z pewna obawą, z pewnem uprzedzeniem. Tyle tuż widzieliśmy filmowej reklamy politycznej! Na szczęście, obawy moje były płonne. Byłoby oczywiście lepiej, aby polska „Wielka parada" ogarnęła wszystkich „szaleńców", niosących życie swoje w ofierze nietylko szlakiem kadrówki, ale i pod Arras i pod Reims we Francji, pod Kaniowem, Krechowcami, na Murmanie, w po wstaniu wielkopolskim i w trzech powstaniach śląskich — słowem — wszędzie, gdzie lała się krew za Polskę. Skorośmy jednak nie dojrzeli jeszcze do takiej koncepcji, powitajmy sympatycznych „szaleńców" aplauzem zupełnie zasłużonym. [GR]

(B.),Przed Ekranem, Kurjer Warszawski, 1928, nr 239 wyd. wieczorne, s. 6.


Mimo poparzenia artysty, nowy polski film batalistyczny kręcą dzień i noc. Wypadek nieszczęśliwy w Biedrusku w czasie zdjęć kinematograficznych. Jak wiadomo, obecnie w Poznaniu kręci się nowy polski film batalistyczny, który przygotowuje Wytwórnia Warszawska "Klio film". W dniu wczorajszy, odbywały się specjalne zdjęcia batalistyczne w Biedrusku na polach ćwiczeń wojskowych. Podczas nakręcania jednej z najefektowniejszych scen, przedstawiających atak wojsk polskich na okopy wojsk rosyjskich, dwóch artystów filmowych przedstawiających głównych bohaterów tego filmu, a mianowicie pp. Marjan Czawski i Aleksander Starża tak przejęło się akcja i swemi rolami iż nie bacząc na uprzedzające ostrzegawcze wołania reżysera, wpadło na sztuczną minę w momencie jej eksplozji. Skutki tego artystycznego ferwory były niestety fatalne. Oto jeden z artystów Pan Czawski [!] uległ dotkliwym poparzeniom twarzy i rąk. Na szczęście obecny na miejscu lekarz udzielił poparzonemu artyście natychmiastowej pomocy. Nie bacząc na te dotkliwe poparzenia p. Marjan Czawski [!] z niczem niezmąconym spokojem odrzucił propozycje przerwania zdjęć i z zapałem oddał się dalszej uciążliwej pracy, biorąc czynny udział w następnych scenach zdjęć batalistycznych, które od kilku dni trwają dzień i noc bez przerwy. Sądząc z dotychczasowych wyników sceny batalistyczne, jak zresztą cały film zapowiadają się istotnie imponująco. Olbrzymia ilość współwykonawców, statystów, koni, wozów taborowych i najrozmaitszych technicznych formacyj i akcesoryj wojskowych (armaty, tanki, samoloty) bierze udział w akcji wojennej, będącej tłem wspaniałego filmu. Widzimy z powyższego, że polska filmotwórnia i jej artyści nie szczędzą trudów i energji, aby młoda polska sztuka filmowa wkroczyła tryumfalnie na istotną drogę rozwoju, stając w szranki z obcą produkcją kinematograficzną. [GR]

(es), Bohaterowie rodzimej sztuki filmowej, Nowy Kurjer, 1928, nr 114


Dziś, w czwartek po raz pierwszy zabłyśnie na ekranie teatru świetlnego "Słońce" wspaniały obraz polski p.t. "Szaleńcy", osnuty na tle walk o Niepodległość Narodu. Głowne role w tym filmie, który spotkał się z entuzjastycznym uznaniem prasy stołecznej, a zagranicą w konkursie w Paryżu odznaczony został złotym medalem - kreują: Irena Gawęcka, Marian Czański, Bolesław Szczurkiewicz, Jerzy Kobusz i Aleksander Starża. Niezwykle efektownie wypadły sceny batalistyczne, zrealizowane przy udziale oddziałów kawalerji piechoty i oddziału tanków. Obraz cały wykonano w Poznaniu. Dzisiejsza premiera mieć będzie uroczysty charakter. Jak się dowiadujemy, niektórzy z wykonawców filmu "Szaleńcy" obecni będą na dzisiejszej premierze w "Słońcu". Zainteresowanie premierą w najszerszych sferach społeczeństwa b. wielkie. [GR]

"SZALEŃCY" w teatrze świetlnym "Słońce", Nowy Kurjer, 1928, nr 283


Znów jeden obraz polski... Najlepszy dowód, że nasza produkcja filmowa ocknęła się z letargu i coraz nowe stwarza filmy, coraz doskonalsze. "Szaleńcy" to bezsprzecznie jeden z najlepszych filmów polskich ostatniej doby. Sentyment, czar poezji, poświęcenie i wielka, płomienna miłość ojczyzny - oto uczucia jakiemi przepojony jest ten obraz w każdej scenie. Treścią filmu jest cicha tragedja polskiego dworku, jakich tyle było na ziemiach polskich w czasie wojny światowej... Na wezwanie Ojczyzny pierwsi pospieszyli młodzi chłopcy o sercach gorących, tchnących wielką miłością ojczyzny dla których Polska była symbolem najpiękniejszych marzeń młodzieńczych i ziszczeniem wszystkich tęsknot i nadzieji... Razem z innemi "Szaleńcami" poszedł młody panicz Kazik (postać Kazika kreuje utalentowany artysta filmowy Aleksander Starża) syn dziedzica. Poszedł i za ukochaną Ojczyznę oddał swoje młode bujne życie... Na małej magile bohatera stary ojciec zawiesza krzyż "Virtutti Militari", a przyjaciele nucą ukochaną żołnierską piosenkę "Śpij kolego w twardym grobie..." Ileż scen pełnych przedziwnego piękna ileż sentymentu i nastoju zawiera w sobie obraz "Szaleńcy". Jakby kto wszedł w dusze polskie i opowiadał bajkę cudowną o dawnej, minionej wojnie o trudzie polskiego żołnierza, który w nędzy i poniewierce wykuwał świetlaną przyszłość kochanej Ojczyźnie. Nic dziwnego, że film "Szaleńcy" cała prasa polska i publiczność przyjęła z entuzjazmem. W Warszawie obraz wyświetlano z rekordowym powodzeniem przez szereg tygodni i widownia była codziennie przepełniona. Nawet zagranica przyjęła " szaleńców" z wielkim uznaniem. Po raz pierwszy obraz polski na konkursie w Paryżu nagrodzony został złotym medalem. To samo najlepiej świadczy o wielkiej wartości filmu. Bliższe szczegóły o "szaleńcach" podamy w jutrzejszym numerze naszego pisma - dziś dodajemy jeszcze, że film "Szaleńcy" zrealizowany został całkowicie w Poznaniu i że już w czwartek dnia 6 grudnia br. podziwiać będzie,my po raz pierwszy na ekranie "Słońca". [GR]

KINO, Przed premjerą wielkiego filmu polskiego p.t. "Szaleńcy" w teatrze świetlnym "Słońce", Nowy Kurjer, 1928, nr 282


Jest to jeden z najbardziej efektownych filmów polskich. Obraz ten posiada nie tylko wybitne walory ideowe, jako osnuty na tle bohaterskich walk o niepodległość narodu, lecz także pod względem wykonania technicznego i częstokroć wręcz świetnej gry odtwórców ról głównych może konkurować z najlepszemi filmami zagranicznemi. Nader starannie wykonane i piękne są zdjęcia plenerowe, a sceny batalistyczne wykonane przy udziale kawalerji piechoty i tanków imponują swym realizmem. Dzięki tym walorom "Szaleńców" jest zupełnie zrozumiały fakt, iż film ten wyprodukowany przez polską wytwórnię filmową Dianafilm, jest pierwszym polskim obrazem świetlnym, który został należycie oceniony zagranicą i odznaczony na konkursie w Paryżu złotym medalem. Ukazanie się tego filmu na ekranie w Warszawie wywołało szczery entuzjazm wśród publiczności, a głosy prasy stołecznej zgodnym chórem wyraziły uznanie tak jego realizatorowi - p. Leonardowi Buczkowskiemu, jak tez odtwórcom ról głównych, a w pierwszym rzędzie p. Jerzemu Kobuszowi (Filipek) i p. Aleksandrowi Starży (Kazik). Ci dwaj odtwórcy ról głównych udowodnili swemi kreacjami, że posiadają istotnie nieprzeciętny talent jako artyści filmowi i odpowiednie walory fotogeniczne. Odtworzona przez p. Kobusza scena z harmonijką nad mogiłą Kazika wzrusza widza do łez. P. Aleksander Starża, na którego postaci skupia się od samego początku aż do tragicznego finału uwaga widza, postać ta bowiem jest w rzeczywistości główna osia całej akcji, od pierwszego ukazania się na ekranie pozyskuje gorącą sympatję publiczności. Mimika - doskonała, gra szczera niewymuszona, a scena końcowa w której Kazik pada ofiarą sumiennie i po bohatersku spełnionego obowiązku żołnierskiego, jest odtworzona wręcz z mistrzowskim realizmem. P. Marjan Czauski - jako Jerzy Recki i p. Bolesław Szczurkiewicz (Jan Łoniewski), mają kilka momentów bardzo dobrych. Pani Irena Gawędzka, posiadająca interesujące warunki zewnętrzne, jako artystka filmowa winna w następnych filmach wykazać większą pomysłowość w ruchu i mimice, wystrzegając się jednostajności. Publiczność premjerowa owacyjnie oklaskiwała obecnych na premjerze odtwórców ról i obdarzyła ich mnóstwem upominków kwiatowych. Film ten jest prawdziwą chluba polskiej wytwórni filmowej. [GR]

Z., "Z Ekranu", Nowy Kurjer, 1928, nr 285, s.7


"Szaleńcy" to pierwszy film polski, który przynosi zaszczyt naszej wytwórczości kinematograficznej i bez żadnych zastrzeżeń może iść na rynek zagraniczny. Po wszystkich "Tajemnicach przystanków tramwajowych", "Trędowatych" i innych nieudolnych fabrykatach, których tanie efekty melodramatyczne, transponowane bezpośrednio ze wzorów teatralnych, odgrywały role dominująca, doczekaliśmy się wreszcie filmu, opartego wyłącznie na przesłankach kinowych, w doskonałej inscenizacji, świadczącej o istnieniu zmysłu kinematograficznego w wytwórniach polskich. Treść obrazu przedstawia w skrócie perspektywicznym dzieje żołnierzy z pierwszej brygady legjonów polskich tych, spadkobierców szaleństw dziadów i pradziadów naszych z lat 1831 i 1863. Opowieść o trzech szaleńcach jest prosta i szara, jak mundur żołnierski, pod którym bije w takt uderzeń pocisków armatnich lub terkotu mitraljez - płomienne serce Polaka. W tej długotrwałej i piekielnej symfonji wojennej żołnierz polski wykuwał mozolnie imię ojczyzny, nieistniejącej naówczas na żadnej mapie i niewchodzącej w rachubę żadnych planów strategicznych i dyplomatycznych. Obraz rozpoczyna się mobilizacja w Krakowie, przez walki z odwiecznym wrogiem ciągnie się aż do chwili odmowy przysięgi złożenia na rzecz Niemiec i Austrji. Po tym jesteśmy świadkami martylorogji internowanych żołnierzy w Szczypiornie, Huszt i Marmarosz Sziget aż do listopada 1918 r. Wojna polsko-bolszewicka 1920 r. jest jeno historycznym uzupełnieniem i w treść istotną nie wchodzi. "Szlańców" opracowano w poznańskiej wytwórni kinematograficznej w świetnej reżyserji Leonarda Buczkowskiego, według scenarjusza Kazimierza Andrzeja Czyżowskiego, autora "Dziwnej ulicy", wystawionej swego czasu w Warszawskiej Reducie w interesującej inscenizacji Adama Dobrodzickiego. Obok doskonałego reżysera L. Buczkowskiego odkryto niezrównany talent Jerzego Kobusza. Jest to rzeczywiście pierwszy polski artysta kinematograficzny na wielka skalę, nieskażony rutyna aktorką i obdarzony wrodzonem wyczuciem sztuki kinowej. Pierwszorzędna mimika oparta na naturalności, dyskretny humor i wrodzony temperament pasują Kobusza na artystę filmowego wielkiej miary. Z innych wykonawców zasługują na uwagę Irena Gawęcka i Aleksander Starża, Marjan Czauski ma wiele zadatków na dobrego artystę, na razi wszakże jest nieco gorszy od Igo Syma, który poza uroda i pewna szablonowością ruchów żadnemi innemi zaletami poszczycić się nie może. "Szaleńcy" to - pierwszy obraz wykonany całkowicie siłami poznańskiemi, poczynając od artystów i wojska, aż do finansowej pomocy, z którą pospieszyło ziemiaństwo wielkopolskie. [GR]

E. K., "Z ekranu", Tęcza, 1928, nr 39


„Szaleńcy” („Capitol” i „Pan”). Z szeregu zapowiedzianych w tym sezonie filmów polskich - „Szaleńcy” idą na pierwszy ogień, zgodnie ze swoją nazwą. Film jest dobry. Jest nawet nadspodziewanie dobry. Sezon polski rozpoczął się pod pomyślną wróżbą. Młody twórca „Szaleńców”, reżyser Leonard Buczkowski, postanowił nakręcić polską „Wielką paradę”. Pomysł trafny: każdy naród powinien mieć swoją „Wielką paradę. Ani rozmachem realizacji, ani ogólnym poziomem wykonania „Szaleńcy” nie mogę równać się z amerykańskim pierwowzorem. Ale za to trafiają prosto do serc naszej publiczności - bez różnicy przekonań (co warto zaznaczyć). Arcydzieło Kinga Vidora olśniło nas, film Buczkowskiego - wzruszył do głębi. Śpiewa w nim najczystsza polska struna, związana z fibrami duszy każdego polaka. Film, nastrojony na wysoki i szlachetny ton, obfituje jednak w rubaszny, młodzieńczy humor, ześrodkowany w osobie Jerzego Kobusza, który odpowiada Slimowi (Karol Dane) z „Wielkiej Parady”. Poprawnym amantem jest Marjan Czauski, a młodziutki Aleksander Starża wzruszył widownię do łez. Reżyserja i technika zdjęć zupełnie poprawne. Przyznam się, że szedłem na premjerę „Szaleńców” z pewną obawą, z pewnem uprzedzeniem. Tyle już widzieliśmy filmowej reklamy politycznej! Na szczęście, objawy moje były płonne. Byłoby oczywiście lepiej, aby polska „Wielka parada” ogarnęła wszystkich „szaleńców”, niosących życie swoje w ofierze nietylko szlakiem kadrówki, ale i pod Arra i pod Reims we Francji, pod Kanionem, Krechowcami, na Murmanie, w powstaniu wielkopolskiem i trzech powstaniach śląskich - słowem - wszędzie, gdzie lała się krew za Polskę. Skorośmy jednak nie dojrzeli jeszcze do takiej koncepcji, powitajmy sympatycznych „szaleńców” aplauzem zupełnie zasłużonym. [GR]

B., „Przed ekranem”, Kurjer Warszawski 1928, nr 239


Polska publiczność kinematograficzna oddawna już słyszy o zamierzonem stworzeniu cyklu wielkich, monumentalnych obrazów narodowych, mających ilustrować w formie wysoce artystycznej nietylko dzieje oręża polskiego lat ostatnich, ale również dzieje młodych i pełnych zapału dusz bohaterów, którzy złotemi zgłoskami zapisali swe imię w księdze miłośni i wolności. Stworzenie nawet pierwszego filmy z tego cyklu wymagało tak wielkich wkładów pieniężnych i tak wielkiej i prawdziwie ofiarnej pracy technicznej i artystycznej, że nic dziwnego, iż produkcja tego filmu trwać musiała omal że dwa lata, co stanowi nietylko jak na stosunki polskie, rekord pod tym względem. Długie, długie miesiące twórczych wysiłków przyniosły plon wspaniały. Dziś stoimy już wobec owocu tej tytanicznej pracy, której na imię, wyprodukowany przez połączone wytwórnie „Diana-Film” w Poznaniu i „Kino-Film” w Warszawie film „Szaleńcy”. Chodziło o przedtawienie epoki polskich bojowników o wolność w sposób bezpretensjonalny, z pełną prawdą i prostotą, na jaką te wielkie wysiłki ówczesnych „szaleńców” zasługują. A poza tem - przecież żołnierz legjonowy był tak bardzo różny od wszelkich innych. Chodziło o jaknajwierniejsze a zarazem jak najbardziej przemawiające do serca oddanie na ekranie najpodnioślejszych i owianych prawdziwą poezją współczesnego romantyzmu scen, chodziło dalej o osnucie tych scen na subtelnej i pełnej uroku kanwie fabuły miłosnej, gwałtownego a tem niemniej głębokiego uczucia bohatera - legjonisty ku pięknej dziewczynie. W zrozumieniu ogromu trudnego zadania naczelny dyrektor wytwórni, p. Stanisław Nowicki powierzył opracowanie scenarjusza jednemu z naszych najświetniejszych pisarzy Młodej Polski, a jednocześnie subtelnemu znawcy omawianego czasokresu, panu K. A. Czyżowskiemu. Reżyserją filmu zajął się Leonard Buczkowski, kierownictwo techniczne objął nasz świetny operator Albert Wywerka, a nad dekoracjami piecze sprawował chlubnie znany architekt Stefan Norris. Główną rolę powierzono nowej, wschodzącej na polu kinematografji polskiej sławie osobie Marjana Czauskiego, który wraz z Jerzym Kobuszem (arcytyp komiczno-charakterystyczny, który może być śmiało nazywany polskim Slimem) oraz Aleksandrem Starżą stanowią wcale zgraną trójkę bohaterów. Poza fabułą dramatyczną, chwytającą za serce i wysoce wzruszającą, film „Szaleńcy” zaopatrzony jest w sceny wojenne i masowe o tak wielkim rozmachu i potędze wrażenia, że stanowić one mogą śmiało prawdziwy ewenement nietylko w kinematografji polskiej, ale i w ogólnoświatowej. Na jak wielkie trudności i niebezpieczeństwa narażony był zespół „Szaleńców” niechaj świadczy fakt, którego opis poniżej przytaczamy. W czasie zdjęć Marjan Czauski oczekiwał wraz z innymi legjonistami na rozkaz „do ataku”. Atak miał nastąpić bezpośrednio po wybuchach „fugasów”, które wyjątkowo były zapalane lontami, a nie, jak zazwyczaj elektrycznością. W zamieszaniu ktoś nagle zakrzyknął „Naprzód”. Cała linja tyraljerska porwała się do ataku, lecąc wprost na fugasy już zapalone. Realizator filmu p. Leonard Buczkowski czynił wszystkie wysiłki, ażeby nie dopuścić do tragicznych wypadków, co mu się po części udało. Jedynie p. Czauski i 2 żołnierzy, towarzyszących mu nie zdołali już powstrzymać rozpędu i wpadli na pociski. Pomimo ciężkiego pokaleczenia rąk i oparzenia całej twarzy, p. Czauski zażądał zastrzyku morfiny, domagając się kontynuowania zdjęć. Zdanie lekarza przeważyło. Zdjęcia musiały być przerwane na tydzień, aż do wyzdrowienia rannych. [GR]

„Z cyklu "My, I Brygada" na ekranie”, Nasz przegląd 1928, nr 226 s 9


Filmem, który jednogłośnie cała polska prasa przyjęła entuzjastycznie, jest jeden z największych filmów, wytworzonych w kraju. „Szaleńcy". Jako przykład możemy zacytować film propagandowo-niemiecki, o konieczności odzyskania floty wojennej, grany przed rokiem w „Colosseum" p. t. „Niewolnicy Morza", no i ma się rozumieć rodzime wyborcze propagandówki. Wręcz odmiennemi drogami poszli twórcy „Szaleńców". Wyjęli strzępek życia, który nie wątpliwie miał miejsce w tysiącach rodzin polskich, na to zarzucili bez haseł propagandowych prawdę historyczną, dając za tło zdarzenia, które działy się przed oczami wszystkich i przez najbardziej skrajnego wroga nie mogą być negowane, okrasili to dużą dozą humoru i powiedzieli do widza: „Wnioski sam sobie wysnuj". I każdy w zależności od humoru, pogody, towarzyszki lub poglądów politycznych, wnioski sobie sam snuć musi. Jeden tylko moment w całym filmie jest „par execelence" propagandowy, t. j. moment, gdy na tle powracających, pod łukiem triumfalnym w Warszawie, zwycięskich z bolszewikiem wojsk polskich, lekkiemi konturami rysuje się twarz p. marszałka Piłsudskiego. Ale i ten moment po traktowany artystycznie zupełnie nie razi, tembardziej, że rozumiemy motywy, które poniekąd miały wpływ na umieszczenie jego portretu w tem miejscu. Może bvć, że zbyt srogi cenzor odnalazłby źdźbło nietyle w oku, o ile w bombastycznych napisach, ale gdy się dowie, że napisy sporządził p. Leo Belmont, machnie tylko ręką. Jednem słowem dzięki samokrytycyzmowi artystycznemu reżysera "Szaleńców" p. Leonarda Buczkowskiego. film w zamierzeniach swoich, mający być propagandówką. stał się szczerym. bezpretensjonalnym obrazem, który prostotą swoją najbardziej przemawia do serca widza. Największą pochwałą, jaką mogę i powinienem wyrazić o „Szaleńcach", niech będzie zacytowanie następującego faktu: Obok mnie. na premjerze tego filmu, siedziała dwunastoletnia dziewczynka ze swym ojcem. Podczas scen pogrzebu „Kazika" wylewała łzy tak obficie, aż w pewnej chwili usłyszałem cichy szept, -przerywany łkaniem: „Tatusiu, pożycz mi chustki, bo moja już cała mokra'. A gdy wychodzili serdecznym ruchem uwiesiła się u ramienia ojca i prawie z modlitewną prośbą wyszeptała: „Tatusiu, ja jeszcze raz muszę przyjść na „Szaleńców", to takie śliczne i wszystko tak się dzieje, jak ze stryjkiem Julkiem". Fakt ten jest autentyczny i zacytowałem go prawie dosłownie. Niech ten entuzjazm dziecka stanie za wszelką pochwalę i niech będzie zachętą dla wytwórni „Kino-film", aby idąc po drodze szczerości i artyzmu, nie dała się zepchnąć z pierwsze go miejsca w produkcji filmowej, ja kie osiągnęła, realizując „Szaleńców". [GR]

Po premjerze "Szaleńców", Rzeczpospolita, 1928, nr 267, s.16.


W końcu sierpnia wyświetlano w jednem z kin warszawskich film pt. „Szaleńcy" wytwórni „Klio-Film“, którego treść jest osnuta na bohaterskich walkach 1-szej Brygady. Otóż film ten był „kręcony" w Poznaniu i Wielkopolsce, a główną postać kobiecą, panienkę z polskiego dworku, odtwarzała rodowita Poznaniańka p. Irena Gawęcka. Udaliśmy się tedy do wschodzącej na tym gruncie gwiazdy filmowej, aby dowiedzieć się bliższych szczegółów o jej filmowych prze życiach. Przyjmuje nas wysoka brunetka, o pięknych dużych oczach, i z wielkiem przejęciem i ożywieniem poczyna opowiadać o swych wrażeniach. — Czy odpowiadała pani rola, w której pa ni debiutowała — pytamy. — Nie — słyszymy szczerą odpowiedź. — Rola sentymentalnej panienki ze dworu nie zupełnie mi odpowiadała. Nagrywana w dość ciężkich warunkach (niemodne suknie i uczesanie) nic dawała pola do popisu. W każdym bądź razie dużo skorzystałam. Dziś, wiem i sądzę, że następna moja praca będzie miała inne rezultaty, chociaż zdaje sobie sprawę z konieczności ciągłego kształcenia się i ustawicznej pracy nad sobą. — A jakiego rodzaju role chciałaby pani grywać? —Marzę o roli Teresy Osieńskiej z powieści Perzyńskiego pt. „Raz w życiu". chciałabym również zagrać Malwę, córkę rybaka w powieści Bojanowsklego pt. „Dziewczyna z Raju", zakupiłam nawet prawo autorskie tej ostatniej. — Gdzie dokonywane były zdjęcia do filmu „Szaleńcy"? — Zdjęcia w atelier robione były w „Dianafilm" w Poznaniu; sceny rozgrywające się w polskim dworze — w Starołęce u pp. Gorzeńskich, gdzie byliśmy nadzwyczaj gościnnie podejmowani, wreszcie sceny batalistyczne zdejmowane były w Biedrusku. — Na jakiej z „gwiazd" filmowych chciałaby Pani się wzorować, przynajmniej do pewnego stopnia I jakie Pani ma zamiary na przyszłość? — Nie chciałabym się na nikim wzorować, słyszymy rezolutną odpowiedź, przedewszystkiem chcę być sobą! Mam propozycję do Berlina — ciągnie dalej nasza interlokutorka, jednakże pociąga mnie przedewszystkiem rodząca się produkcja filmowa polska. — Proszę mi opowiedzieć swe wrażenia z premjery „Szaleńców", która się odbyła w Warszawie. — Pod wzglądem technicznym film jest doskonały, mam wrażenie, że jest to najlepszy film polski w tym sezonie. Reżyserował p. Leonard Buczkowski. Muzyka świetnie dobrana podnosi wartość obrazu. W niekt. momentach na sali panowało duże wzruszenie. Wybornym aktorem jest Kobusz, gra naturalnie, i sądzę, że ma dużą przyszłość przed sobą. Co do mnie, film ten był świetną lekcją. Operator p. Wywerka zrobił b. dobre zdjęcia, lecz uważam, że z powodu wadliwego oświetlenia wyszłam na niektórych zdjęciach niekorzystnie. Podobały mi się bardzo dekoracje malowane przez p. Stefana Norrisa. — Kiedy „Szaleńcy" ukażą się w Poznaniu? — pytamy na zakończenie wywiadu. — Prawdopodobnie w październiku, lecz nie wiem jeszcze w jakiem kinie? Dziękując za wyczerpujące I szczere informacje, żegnamy się z bohaterką filmu „Szaleńcy", o którym głosy prasy warszawskiej odzywają się jaknajpochlebnlej. [GR]

U wschodzącej w Poznaniu gwiazdy filmowej, rozmowa z bohaterką filmu „Szaleńcy", Dziennik Poznański, 1928, nr 207, s. 3.


Swego czasu w Vossische Zeitung ukazał się artykulik, zwracający uwagę na nowy polski film „Szaleńcy". Najlepszą pochwalą zaś tego filmu były słowa pisma i niemieckiego „musimy się coraz więcej z produkcją filmową polską liczyć". Rzeczywiście w filmie „Szaleńcy" witamy jeden z niewielu obrazów polskich, które nie trącą teatrem. Film ten jest wyreżyserowany i zmontowany jako rzetelne kino. Reżyser Buczkowski swoim dziełem udowodnił, że ma lepsze poczucia ekranu od wielu swych renomowanych polskich kolegów. Przedewszystkiem należą mu się słowa uznania za wynalezienie artysty filmowego z Bożej łaski — Jerzego Kobusza. Produkcja filmowa polska powinna go wszechstronnie wyzyskać, gdyż jest to bezwzględnie najlepszy polski artysta filmowy. Szczerością przekonywuie dalej w „Szaleńcach" gra Starży. Czauski nie jest amantem i z roli swej niewykrzesał silniejszych momentów. Gawęcka zeszpecona, raziła sztywnością i brakiem wczucia się w rolę. Za śliczne zdjęcia należą się słowa uznania operatorowi Wywerce, chociaż część jego pracy popsuło złe naświetlenie, do którego i dekorator, architekt Norris, powinien czuć żal. Na amerykańska miarę były zakrojone wspaniale obrazy nakładane w prologu. Jednem słowem sukces zasłużony, tem milszy, że obraz cały zfilmowany był w Poznaniu i utrwalił na taśmie sporo znanych nam od Dobskiego i z Palais Royal twarzy. Publiczność witała film żywiołowemi oklaskami, artystom zaś obecnym na premierze zgotowano owację. [GR]

W. Z Ekranu, kino Słońce — Szaleńcy. Dziennik Poznański, 1928, nr 285, s. 4.


Jeszcze nic poznano dokładnie technicznej strony produkcji, nie wyszkolono armji potrzebnych „gwiazd", a już na firmamencie naszej kinematografii ukazują się jaskółki, zwiastujące narodziny polskiego filmu artystycznego. Znaleźli się ludzie, którzy zrozumieli, że właściwym tematem nie jest mdły światek salonów, ale krwią, łzami i nadzieją przepojona historja Narodu. Wielkim wprost w naszych warunkach można nazwać zamiar, jaki powzięli utalentowani realizator Leonard Buczkowski i dyrektor „Diana - Klio - Filmu" Stanisław Nowicki: przedstawić w sposób plastyczny fragment przeszłości Narodu krwawy, a zarazem pełen tężyzny: walkę o wolność. Zadanie było tem trudniejsze, że chodziło o wniknięcie wszelkiej tendencyjności. Bez uprzedzeń i zbytniego entuzjazmu dla domorosłych gwiazd przystani realizator Buczkowski do skompletowania zespołu aktorskiego. Zakochany po uszy w młodej szlachciance student (nowoodkryty talent aktorski Manjan Czauskl, który napewno zajmie jedno z czołowych stanowisk na polskim ekranie) życie swe gotów złożyć krajowi w ofierze. Niepoślednią rolę w „Szaleńcach" odegra- niedoceniana dotąd... przyroda polska, a nad tem wszystkiem, nad czułym romansem dwojga zakochanych guruje kolektywna epopea narodowa i siła w niej tkwiąca i zasadnicza teza dzieła: oda do wolności . [GR]

„Szaleńcy" — wielki film polski, Nasz Przegląd, 1928, nr 230, s.6.


Odnosząc się z rezerwą do wszelkich wielkich zapowiedzi reklamowych zwróciliśmy się do realizatora filmu „Szaleńcy” z prośbą o udzielenie nam faktycznych rzeczowych informacji o tym filmie. P. Leonard Buczkowski jest miłym młodym człowiekiem, który z prostotą, podzielił się z nami swemi wrażeniami. „Pracowaliśmy nad filmem dość długo, mówi p. Buczkowski, gdyż około jedenastu miesięcy. Przez cały ten czas wszyscy moi współpracownicy pracowali jak najofiarniej. Długo zastanawiałem się nad doborem zespołu aktorskiego, wreszcie zdecydowawszy się, zaangażowałem do ról głównych: p. Irenę Gawęcką, Marjana Czauskiego, którego uważam za bezwarunkową piękną zapowiedź bohatera naszych ekranów, Jerzego Kobusza, świetnie zapowiadajacego się komika, utalentowanego młodego dziennikarza Aleksandra Starżę oraz chlubnie znanego dyrektora Poznańskiego Teatru Polskiego Bolesława Szczurkiewicza. Podkreślić muszę, że wszyscy aktorzy, porwani ideą filmu, pracowali bez wytchnienia i z najwyższem napięciem woli. Nie mało zawdzięczam również pierwszorzędnej fachowej współpracy operatora Alberta Wywerki oraz twórcy dekoracji Stefana Norrisa. Zdecydowałem się również oporować tylko prostotą i naturalnością. Stąd wynika inne, niż zazwyczaj, potraktowanie tematu romansowego w „Szaleńcach", stąd też płynie pozbawione wszelkiego sztucznego patosu ujęcie scen batalistycznych. Nie chcąc przesądzać sprawy, czy zamierzenia moje udało mi się dodatnio zrealizować, pozostawiam sąd o tem publiczności i kołom fachowym. Nie wątpię, iż i p. Redaktor zechce po obejrzeniu „Szaleńców" wypowiedzieć swe cenne uwagi. Pożegnałem p. Buczkowskiego, unosząc wrażenie, że skromne w swej formie informacje świadczą o prawdziwej rzetelnej pracy artystycznej, której owoce oglądać będziemy już niezadługo na ekranie. [GR]

Jak powstał film „Szaleńcy" wytwórni Diana-Klio-Film, Warszawa — Poznań. Nasz Przegląd, 1928, nr 232, s.8.


Co pan dyrektor teraz zamierza nakręcać po tak znakomicie udanych „Szaleńcach“? — zapytuję miłego ,,brodacza" w polskiej kinematografji, dyrektora Nowickiego. — Kręcimy „Ponad śnieg" Stefana Żeromskiego. Kupiliśmy ciekawy i oryginalny scenarjusz pt. „Ślepy Lotnik". Chcemy pokazywać Polskę z tej dobrej a prawdziwej strony. Byłem, jestem i będę optymistą, trzymając się jednak z dala od oportunizmu. Wierzę, że powstanie potężna polska kinematografja. Robię co mogę od lat pięciu. Uważam film za pewnego rodzaju służbę społeczną. Oczywiście, jestem również kupcem, — Ach! Subwencje? — odpowiada na wtrąconą przezemnie uwagę. — Nie, pa nie redaktorze! Nie otrzymaliśmy subwencji żadnych. Postawiłem na jedną kartę mój całożyciowy dorobek i gram. Myślę, że wygram, bo i widzowie i ich głos, polska prasa — poparli mnie serdecznie. Mam wielkie szczęście do ludzi, albowiem po pierwszych lekkich starciach, jakie niestety są nie do uniknięcia — spotykam potem ludzi, z którymi można pracować naprawdę, jak z braćmi. To jest najwyższe uznanie, jakie czuję obowiązek wyrazić mym kochanym współpracownikom, za pełną niezwykłego poświęcenia pracę. Ja — nic. To ich zasługa, że „Szaleńcy" wywołują entuzjazm, łzy i... przynoszą poważne sumy pieniędzy. Serdecznie życząc powodzenia dyr. Nowickiemu, pożegnałem go, jednego z najmilszych polskich filmowców. Przychodziło mi do głowy wiele myśli... Czy „Szaleńcy", stanowiąc przełom w polskiej kinematografji, otworzą nareszcie pancerne kasy prywatne?... Czy też w dalszym ciągu skazani będziemy na pełną poświęcenia, bohaterską pracę kilku jednostek — pionierów, którzy uparli się stworzyć polski film polskiemi rękoma?.. [GR]

(p…..i), Z polskich zamierzeń filmowych (Diana-Klio-Film), Świat, 1928, nr 38, s.20.


Po długich i ciężkich przejściach ujrzał wreszcie światło ekranu pierwszy film z serji „My, pierwsza brygada". W myśl intencji realizatorów miał to być trwały pomnik czynu, któremu zawdzięczamy wolność i niepodległość Państwa. Amerykanie zbudowali już pomnik filmowy swemu żołnierzowi nieznanemu, realizując „Wielką Paradę". Mam nadzieję, że i polski nieznany bohater doczeka się swego Kinga Vidora, teraz jednakże stwierdzić należy, że mimo realizacji „Szaleńców" kwestja pozostała otwartą. W każdym razie nowy film nie uczynił nawet tyle, co „Mogiła Nieznanego Żołnierza", realizowana przez Ordyńskiego. Banalny scenariusz „Szaleńców" tylko wtedy byłby uzasadniony, gdyby reżyser potrafił stworzyć dzieło naprawdę natchnione, oparte na wizjach i symbolach. Niestety, nie potrafił on wznieść się ponad poziom miejscami poprawnej, miejscami nieudolnej opowieści filmowej. Zaledwie parę momentów (przedewszystkiem scenę na mogile) zaliczyć można do wielce udanych i świetnie pomyślanych. Zbyt wielką rolę w tym filmie grają napisy, odciążając wydatnie akcję. Tempo film ma zmienne, częściej jednak przewlekłe niż szybkie. Ośrodkiem takiego filmu winny być sceny batalistyczne. Otóż te sceny są zrobione z rozbrajającą naiwnością. Artylerja strzelająca z otwartej pozycji bez żadnej osłony, żołnierze rosyjscy, stojący nieruchomo w oczekiwaniu, aż „znienacka" ich zaskoczą żołnierze polscy, wreszcie anemiczna walka na bagnety, — wszystko to jest robione z większą dozą naiwności amatorskiej, niż wiedzy reżyserskiej. Najciekawsze jest to, że mimo „huraganowego" ognia artylerji niema ani jednego leja w ziemi, ani jednej złamanej gałązki na drzewie. Niema w tych scenach ani grozy ani napięcia. Dzięki temu sam dramat wydaje się płytki i niedość uzasadniony. Aktorzy dzięki takiemu postawieniu (a może i położeniu?) sprawy przez reżysera nie mogli zdziałać wiele. Najlepszy jest w komicznej roli Filipka p. Jerzy Kobusz. Stworzył on sylwetkę trafną, ujmuje swoją prostotą i szczerością. Dobrze zapowiada się młody aktor p. Aleksander Starża. Czołowy bohater p. Marjan Czauski zdradza brak znajomości zasad gry filmowej i niepotrzebnie robi z siebie amanta w mundurze. P. Irenie Gawęckiej trudno wróżyć powodzenie w następnych rolach. Statyści naogół słabi, w mundurach zaś rosyjskich oficerów — kompromitujący. [GR]

i. k., Na srebrnym ekranie, „Szaleńcy”, ABC, 1928, nr 244, s.6.


Dziś, w czwartek po raz pierwszy zabłyśnie na ekranie teatru świetlnego „Słońce" wspaniały obraz polski p. t „Szaleńcy", osnuty na tle walk o niepodległość Narodu. Główne role w tym filmie, który spotkał się z entuzjastycznem uznaniem prasy stołecznej, a zagranicą na konkursie w Paryżu odznaczony został złotym medalem — kreują: Irena Gawęcka, Marjan Czauski, Bolesław Szczurkiewicz, Jerzy Kobusz i Aleksander Starża. Niezwykle efektownie wypadły sceny batalistyczne, zrealizowane przy udziale oddziałów kawalerji, piechoty i oddziału tanków. Obraz cały wykonano w Poznaniu. Dzisiejsza premjera mieć będzie uroczysty charakter. Jak się dowiadujemy, niektórzy z wykonawców filmu „Szaleńcy"' obecni będą na dzisiejszej premjerze w „Słońcu". Zainteresowanie premjerą w najszerszych sferach społeczeństwa. [GR]

Dziś, w czwartek, dnia 6 grudnia b. r. wielka premjera filmu polskiego „SZALEŃCY" w teatrze świetlnym „Słońce", Kurjer Poznański, 1928, nr 561, s.3.


Szaleńcy. Pod takim tytułem wyświetla kino „Apollo" film polski. W dniu wczorajszym przez całe popołudnie wyświetlano film ten zupełnie bezpłatnie przed młodzieżą, zaś w ubiegłą sobotę wyświetlono go przed przedstawicielami prasy. Film jest osnuty na tle udziału w wojnie legjonów polskich, jeszcze z tych czasów, gdy żołnierz mówił do komendanta „obywatelu”, a obywatel był towarzyszem partyjnym. Był naszym człowiekiem, był socjalistą. Dzisiaj chce się te czasy zatrzeć, chce się wymazać z pamięci, chce się na gwałt wmówić w nas, że nie PPS. zrobiła z komendanta człowieka. Film ogląda się z zainteresowaniem, aczkolwiek nie jest on „pierwszej klasy”. Jeżeli robi pewne wrażenie, to dlatego, że na chwilę przenosimy się jakby do tych czasów, kiedy była pierwsza brygada a nie było jeszcze łajdaków ani szubrawców, bo grupowali się oni w endecji. [GR]

Kc, Szaleńcy, Gazeta Robotnicza, 1928, nr 261, s. 3


W dniu wczorajszym umieściliśmy wywiad z realizatorem wielkiego filmu polskiego „SZALEŃCY" p. Leonardem Buczkowskim, który w informacjach swych nie szczędził słów uznania dla utalentowanego swego współpracownika, wykonawcy głównej roli męskiej p. Marjana Czauskiego. Wiedząc, jak ciekawą jest zawsze publiczność szczegółów o każdej nowej „gwieździe” kinowej, odwiedziliśmy p. Czauskiego. Młody artysta przyjął naszego współpracownika jaknajserdeczniej, zastrzegł się jednak zgóry, że nie chce nic mówić o sobie, a tylko o filmie — Obawiam się, że osoby, z któremi stykałem się przy nakręcaniu pierwszego mego filmu, przeceniły moje zdolności. Dziś, gdy 11-stomiesięczna wytężona praca nad filmem została ukończona, zdaję sobie dopiero sprawę z szeregu niedociągnięć, które z konieczności musiały mieć miejsce, chociażby ze względu na brak odpowiednej praktyki. Wolno mi jednak żywić nadzieję, że dzięki wytrawnej reżyserji p. Buczkowskiego, z którym i w przyszłości spodziewam się pracować, uda mi się w następnych filmach obecnych, moich błędów nie powtarzać. Tyle o sobie. Ze znacznie jednak większem zadowoleniem mówić mogę o „Szaleńcach”. Film uważam za bezwarunkowo udany. Wszak sam temat obrazu jest nie tylko wdzięczny, ale i bliski i drogi sercu każdego widza. Cóż dopiero, gdy temat ten został po traktowany przez p. Buczkowskiego bez cienia tendencji propagandowej, przesady, a z całkowitą naturalnością i swobodą. Podkreślić muszę niezwykle milą współpracę z kolegami - aktorami. Wszyscy oni pracowali z największą ofiarnością i wykazując nieprzeciętne talenty. Jestem równie pełen podziwu dla operatora p. Alberta Wywerki, który udzielił mi moc pożytecznych wskazówek, a rozporządzając przy zdjęciach pierwszorzędnemi urządzeniami poznańskiej wytwórni „Diana - Film", postawił stronę, techniczną filmu na poziomie dotąd w kinematografii polskiej niespotykanym. — Przyznam się Panu, zakończył p. Czauski swe interesujące enuncjacje, że mam przed zbliżającą się premierą „Szaleńców" niebylejaką „tremę”. Bo przyzna Pan, że subiektywne wrażenie nas, współtwórców obrazu, mogą być fałszywe. Właściwe i jedynie miarodajne zdanie wypowiedzą po premierze Koła fachowe i publiczność przez usta prasy. [GR]

P. Marjan Czauski o filmie „Szaleńcy”, Nasz Przegląd, 1928, nr 233, s. 4.


Ukaże się w roku bież. jeszcze jeden nowy film polski p. t. „Szaleńcy”, osnuty na walkach niepodległościowych w latach 1914—1920. „Szaleńców” nakręcono w Poznaniu, w atelier „Diana-Film”, sumptem warszawskiej wytwórni „Klio". Scenariusz „Szaleńców” opracował K. A. Czyżowski, wyreżyserował zaś ten film p. Leonard Buczkowski. Zdjęciami kierował p. Albert Wywerka, a stroną dekoracyjną zajmował się p. Stefan Norris. W rolach głównych — nowe siły: Marian Czauski, Jerzy Kobusz. Aleksander Starża, Irena Gawęcka, Bolesław Szczurkiewicz,. Marek Orog i t d. [GR]

Z za ekranu, Kurjer Warszawski, 1928, nr 219, s. 10.


Nową i prawdziwie rewelacyjną nazwać można metodę, którą w czyn wprowadzili twórcy najnowszego filmu polskiego p. t. „Szaleńcy”. Postanowili oni mianowicie nie chcąc drogą płatnych ogłoszeń wmawiać w publiczność zalet filmu „Szaleńcy", postawić swój obraz pod sąd opinii publicznej jeszcze przed premjerą, tak, aby ogół mógł sądzić o filmie nie na zasadzie krzykliwej, uprzykrzonej już reklamy, ale na zasadzie słów ludzi bezstronnych w osobach przedstawicieli prasy, literatury władz rządowych i najwybitniejszych osobistości naszego kraju. Z tych to względów film „Szaleńcy” demonstrowany dziś będzie przed p. Prezydentem Rzeczypospolitej i ministrami w Spale, jednocześnie zaś, dziś, o godz. 12 w poł. Odbędzie się w Warszawie, w kinie „Capitlol”, specjalny pokaz dla przedstawicieli prasy, sfer rządowych i zaproszonych gości. Tak więc publiczność będzie miała możność poznania istotnej wartości „Szaleńców” jeszcze przed premjerą tego filmu w Warszawie. [GR]

Film pod pręgieżem opinii. Nasz Przegląd, 1928, nr 237, s. 13.


Pierwszy w tym sezonie z polskich filmów, ukazał się na ekranie, batalistyczny obraz p. t. „Szaleńcy”, wytwórni „Klio-Diana-film” pozostającej pod dyrekcją p. S. Nowickiego. Opowieść filmowa o „Szaleńcach”, dzięki reżyserji p. L. Buczkowskiego jest prosta i rzewna, jak prostą i rzewną jest piosenka o „Żołnierzu tułaczu", więc musi się bezwarunkowo spodobać naszej publiczności, tak bardzo wrażliwej na punkcie umiłowania wszystkiego, co ma łączność z ową widomą oznaką naszej niepodległości. Sceny batalistyczne, jak: atak ułanów na baterję rosyjską, nocny atak na bagnety, atak tanków, a w szczególności, sceny mobilizacyjne są pierwszorzędne i stanowią jeszcze jeden dowód, że polski przemysł kinematograficzny nie stoi na martwym punkcie, ale pod względem ujęcia reżyserskiego i techniki zdjęć posuwa się ciągle naprzód. Co do wykonawców, to prawie wszyscy wywiązali się z powierzonych ról, jak na debiutantów, dobrze. Na wyróżnienie zasługują: p. Kobusz, który w roli „Filipka” wydobył gros komizmu, wskutek czego pretendować może do tytułu „polskiego Slima”. [GR]

Z ekranu. „S Z A L E N C Y” (Kino „Capitol” i „Pan”), Rzeczpospolita, 1928, nr 251. S. 5.


WARSZAWA, 15. 10. (wł.) Polska wytwórnia filmowa »Cho film« otrzymała złoty medal i pierwszą nagrodę na wystawie komfortu współczesnego w Paryżu, -za film »Szaleńcy«, zrealizowany przez p. Leonarda Buczkowskiego, według scenariusza p. Andrzeja Krzyżowskiego. [GR]

Polska wytwórnia filmowa odznaczona złotym medalem, Express Zagłębia, 1928, nr 239, s. 1.


Po skończonej defiladzie, udały się tłumy różnemi ulicami do grobu Nieznanego Żołnierza na plac Saski, dziś plac Marszałka Piłsudskiego, aby i tu złożyć hołd wszystkim nieznanym, którzy legli w obronie Ojczyzny, tu ścisk nie do opisania, lecz pchaliśmy się co sił, aby raz ujrzeć w życiu to miejsce tak pamiątkowe dla całego narodu. Już zapadał zmrok. Światła, wiecznie płonące ozdabiają ten grób i liczne wieńce składane przez delegacje różne, które tworzą stos zieleni z różnemi napisami na szarfach. Po tej tak wielkiej chwili udaliśmy się na obiad, gdyż po całodziennej tułaczce było już konieczne odpocząć. Wieczór udaliśmy się do kina, gdzie wyświetlano „Szaleńców", śliczne i wzruszające sceny. Tak upłynął dzień Święta Wolności, dzień wielki i pamiętny dla każdego Polaka. [GR]

Jan Kalafarski , Wrażenia z podróży do Warszawy na uroczystości 10-lecia Niepodległości, Chłop Polski, 1928, nr 550, s. 9.


Poznań. Okropny wypadek przy nakręcaniu filmu. W Biedrusku pod Poznaniem nakręcano film pt. „Pierwsza Brygada”. W czasie zdjęć szarży kawaleryjskiej zdarzył się tragiczny wypadek. Zawcześnie padła komenda „naprzód”, zanim zapaliły się tak zw. „fugasy”. Widząc niebezpieczeństwo wykonawca filmu wstrzymał w ostatniej chwili pędzącą kolumnę. Jedynie Czauski, grający główną rolę i dwaj żołnierze nie zdołali wstrzymać rozpędu i wpadli na pociski. Nastąpiły liczne wybuchy. Czauskiego odwieziono boleśnie poranionego do szpitala, dwaj żołnierze doznali jedynie ogłuszeń. [GR]

Z dalszych stron, Gazeta Kartuska, 1928, nr 89, s. 3.


Kino-teatr „Wir” ten najmniejszy teatrzyk Lublina wstępnym swym bojem podbił już cały Lublin. Po całym szeregu prawdziwie pięknych i kulturalnych filmów obecnie wyświetla film p. t. „Szaleńcy” w którym udział biorą Strzelcy Marszał ka Piłsudskiego. Rok 1914. Mobilizacja. Z potężnego chaosu wyłania się jasny promień. Maszeruje oddział Strzelców-Legjonistów. Echa ich piosenki porywają młodego kipra z małej krakowskiej winiarni. Filipek melduje się do szeregów legjonowych. W biurze meldunkowym poznaje młodego studenta z Zurychu Jerzego Reckiego (Marjan Czauski), który na zew Wodza rzucił naukę, ażeby spełnić swój obowiązek wobec Polski. Przyjaźń Filipka (J. Kobusz) i Reckiego wydaje owoce, bo kiedy wraża kula przebija pierś studenta, Filipek niesie go do pobliskiego dworu, ratując przed haniebną i śmiertelną niewolą moskiewską. Ale pan dworu nie przyjmuje szaleńców i każe im iść precz... Byliby obaj niechybnie zginęli, gdyby nie gorąca serduszko córki niegościnnego domu, która ukryła rannego w swym panieńskim pokoiku, pielęgnując go z matczyną troskliwością. Tymczasem dwór zajmują Moskale. Nad rannym zawisa przez długą chwilę miecz Damoklesa, stryczek, którym Moskale nagradzali bojowników o wolność... Kazik, syn bojaźliwego pana dworu widzi dwie sprawy: krzywdę, wyrządzoną legjonistom przez ojca — miłość siostry do rannego. Poświęca się przeto, przekrada przez liczne warty Moskali i... ratuje ukochanego swej siostry. Złączeni najsilniejszym z ludzkich węzłów, więzią pokonanej śmierci — żyją wszyscy trzej w serdecznej przyjaźni, bo mały Kazik (J. Starża) już nie powrócił w domowe pielesze, ale pozostał z szarymi żołnierzykami, rzuciwszy wespół z nimi „na stos swój życia los... „Panienka ze dworu” tęskni. Idzie za głosem obowiązku i serca. Widzimy ją w szpitalu. Spotyka trzech nierozłącznych. Lekko ranni. Snuje się cichutka piosenka miłosna, głuszona odgłosem ogromnych stąpań historji. Aż wreszcie nadszedł moment, kiedy Recki może spłacić dług wobec Kazika. Nie chce dopuścić, by chłopiec poszedł z meldunkiem w pewną śmierć. Chce pójść sam. Los chciał inaczej. Poszedł Kazik... i już nie wrócił.... Szaleńcy zdobyli swe ukochane marzenie. Polska jest wolna. Jeno Filipek i Jerzy w samotną polską nockę właśnie w dzień zawieszenia broni — grają nad ubożuchną żołnierską mogiłką ich przyjaciela i druha wzruszającą piosenkę: „Śpij kolego w ciemnym grobie, Niech się Polska przyśni Tobie...”. Cień żałoby padł na dwór. Zginął jedynak, ukochany ponad wszystko. Pochylił się ku ziemi stary szlachcic. Otrzymuje krzyż bohaterów „Virtuti Militari”, którym odznaczono jego syna. Kiedy zaś widzi, że niespożyta młodość już roi nowe sny o szczęściu i młody Iegjonista tuli do serca tak długo marzoną „panienkę", naznacza ziemię; której oddał syna, krzyżem bohaterów jedynaka. Naszych Kochanych „Szaleńców” — Bohaterów widzieć winni wszyscy. [GR]

Na srebrnym ekranie, Szaleńcy - bohaterzy, Ziemia Lubelska, 1928, nr 355, s. 3.


Pan Marjan Czauski, bohater filmu „Szaleńcy”, który nieprzerwanie święci swoje triumfy już przeszło od miesiąca jednocześnie na dwóch ekranach stolicy, przyjął mnie w swym zacisznym pokoju-pracowni. Na ścianach porozwieszane w artystycznym nieładzie podobizny filmowych aktorów i aktorek. Kilka wspaniałych okazów kaukaskiej i staropolskiej broni markują wojowniczy charakter bohatera, zaś piłka, rękawice do boksu i trzy rakiety tennisowe już ściśle określają charakter jego wojowniczości. — Widzę, że pan nie zaniedbuje wskazówek mistrzów z Hollywood i za ich przykładem poświęca chwilę czasu sportowi? — O, tak, uważam, że aktor filmowy powinien bezwarunkowo przeciętnie najmniej jedną czwartą część dnia poświęcić swej tężyźnie fizycznej. Właśnie za chwilę przyjdzie mój trener i jeśli pan będzie chciał być na tem, to zobaczy pan kilka pierwszorzędnych uderzeń bokserskich i chwytów Ju-Ju- stu, które od kilku dni studjuję. A możeby pan tak ze inną? — Nie. dziękuję. Wczoraj dopiero kupiłem nowe binokle — ale wracając do tematu, jakie ma pan plany na przyszłość? — Hm, plany mam szerokie. Ale czy się urzeczywistnią... To chyba pan rozumie, ode mnie nie zależy. — Co pan teraz robi? — Przedewszystkiem „dobre wrażenie" — rzekł z humorem — o ile mogę wnosić z recenzji, zamieszczonych o „Szaleńcach" w prasie warszawskiej, a pozatem przygotowuję się do najbliższego filmu, który reżyserowany będzie przez najmilszego z reżyserów, p. Leonarda Buczkowskiego. — A więc już jest coś na warsztacie? — I owszem. Właśnie p. Buczkowski miast odpoczynku w Zakopanem, głowi się nad scenarjuszem. — Czy to coś, będzie znowu z cyklu „1 Brygada"? — Niech pan sobie wyobrazi, że nie! Szerszych wiadomości, mimo chęci, udzielić narazie nie mogę, gdyż to jest ścisła tajemnica. Zapewnieniem, że z prawdziwą przyjemnością publiczność warszawska powita na ekranie nową jego kreację, pożegnałem miłego aktora, który bezwątpienia zajmie czołowe miejsce w liczbie amantów ekranu, — tembardziej się śpiesząc, że wkroczył do pokoju w bokserskich

W gościnie u bohatera „Szaleńców", Rzeczpospolita, 1928, nr 267, s. 15.

zwiń zakładkę
ciekawostki
  • Film został wyświetlony, jako atrakcja na Zjeździe Legionistów w Wilnie dnia 12 sierpnia 1928 roku w Kinie Miejskim przy ul. Ostrobramskiej 5.

  • 23 września film w kinie Capitol oglądała specjalnie przybyła do Warszawy wycieczka podoficerów z Pomorza z 16 dywizji piechoty.

zwiń zakładkę
zwiń zakładkę